Wspiera Cię Niebo i Ziemia.


Strona ta wykorzystuje pliki cookies w celu realizacji swoich usług i funkcji zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz samodzielnie dostosować warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

środa, 2 lipca 2014

Andżelika i Romek: 11. i 12. dzień Postu Daniela


 

 

Romek – 13. dzień (środa) diety odtruwającej warzywno-owocowej.
Waga w dół 0,7 – 83,0 kg
Tak, Andżelika ma rację, niewiarygodne, ile nam potrzeba żeby normalnie żyć.
Myślę, że nie zjadam dziennie więcej niż 900 kcal. Zupełnie nie chce mi się jeść.
Dzisiaj, po śniadaniu (dwie sałatki burak+ avocado i druga pomidory+ ogórki małosolne+ cebula + sałata+ …nie wiem co jeszcze chyba jakieś zioła) czułem się kompletnie najedzony i w zasadzie do 11. nie czułem głodu.
Na II śniadanie owoce (truskawki+ garstka czereśni) i na III śniadanie o 14. dwa pomidory. Na tym wszystkim schudłem już do wagi, która mnie w 100% satysfakcjonuje, ale wiem, że to nie koniec, niestety. Do dnia dzisiejszego ubyło mi przez 12 dni – 5 kg. W sumie nadal uważam, że jest to najlepszy sposób na utratę wagi, oczywiście dla mnie. Ważne że w tym czasie w prawie każdy dzień roboczy pływam 40 min. - 2km.
Samopoczucie w normie, choć w dolnych rejestrach oktawy.

 

 

Andżelika - 12. dzień postu Daniela.
Było dobrze. Nie czułam głodu ani nie tęskniłam za moimi ulubionymi przysmakami. Zjadłam dwa główne posiłki, kilka czereśni, brzoskwinię i to wszystko. Piłam wodę z imbirem. Może jeszcze coś przekąszę, albo i nie. Zdecydowanie żołądek się skurczył, bo nie mogę się najadać. Okazuje się, że do życia niepotrzebne są duże porcje jedzenia. Samopoczucie b. dobre. Nic mi nie dolega, i dzisiaj nawet nie marzłam. Stoczyłam kolejny "bój" z przeciwnikiem diety. Już mi ręce opadają, kiedy ludzie stawiają mnie pod ścianą i każą się tłumaczyć z moich życiowych wyborów. Grożą, ostrzegają, pouczają, potępiają, "dobrze" radzą....a wszystko podobno dla mojego dobra. Sami przy tym nie mają chęci zadbać o siebie. Ech...
Kolejny dzień prawie za mną

 

 

 

Andżelika – 11. Dzień postu Daniela

Kiepsko spałam, a rano nie chciało się wstać z łóżka. Zwlokłam się jednak i dostrzegłam, że za oknem znowu pada. Ech, ten deszcz! Na szczęście temperatura była całkiem przyzwoita, aura niemal tropikalna. Potem wszystko się zmieniło na niekorzyść, temperatura spadał do 14 st., a woda z nieba lała się przez drobny cedzak. Marzłam
Co do jedzenie, nie rozpisuje się tym razem, bo nic nowego bym tu nie umieściła. Po prostu nuda. Choć z "głodem" sobie radzę. Jeśli już go czuje, to bardziej w głowie niż w brzuchu. Byłam u córki, nasmażyłam jej tonę placków ziemniaczanych, i o dziwo, nie dostałam skrętu kiszek z powściągliwości. Zagryzłam "żal" kilkoma kiwi. Dobrze mi też robią świeże ogórki z cebulą i pomidorami z odrobina balsamico.
Ponieważ miałam sporo zajęć i tematów na życie niezwiązanych z dietą, łatwo mi było o niej zapomnieć. Dzień się kończy, a ja mam się dobrze.
Samopoczucie w sumie nie najgorsze. Fizycznie nic mi nie dolega. Tylko wnuczek trochę mnie wymęczył, w sumie dobrze, bo powinnam szybko zasnąć. No, a jutro nowy dzień, lepszy od poprzedniego. Na pewno.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz