Romek - Szósty dzień (środa) diety odtruwającej
warzywno-owocowej.
Waga sporo w dół o 0,8– 85,1 kg
Dochodzę do wniosku, że ta dieta „wymusza” na mnie prawidłowe zachowania względem jedzenia. Hhihi , otóż jedzenie stało się dla mnie źródłem energii, czymś co zaspokaja głód, a nie jak dotychczas przede wszystkim przyjemnością, za którą później często płacę nadwagą, chorobami, złym samopoczuciem. Oczywiście znam ludzi, którzy powiedzą, że właśnie żyje się dla przyjemności, jakie ono daje…..hm. Wszystko zależy od tego, z czego czerpiemy większą przyjemność. Jak zwykle powinno się wybrać złoty środek, ale jakie to trudne, gdy przed nami możliwość wypicia kawki a nie wody z cytryną, zjedzenia kopytek a nie kapusty z marchewką i wiele , wiele innych przykładów. To tez zależy od człowieka i jego upodobań. Ja np. wolę najeść się czekolady przez jeden dzień a potem nie brać jej do ust. Każdy ma inaczej.
Na zdjęciu dzisiejsze śniadanko: kapusta kiszona z marchewką surową i pomidory z cebulą. Oboje stwierdziliśmy , że nie było ono dla nas czymś za czym się marzy
Andżelika - Piąty dzień postu Daniela
Obudziłam się ze słońcem na twarzy, myśląc, że to już naprawdę lato. Po kilku godzinach jednak się rozczarowałam, znowu chłodno jak wczoraj. Śniadanie wyglądało jak nadzienie do bruschetty, tylko bogatsze czyli krojone drobno pomidorki, zielony i małosolny ogórek, cebulka i natka, odrobina balsamico, sól, pieprz. Smakowało nieźle. Romek dokończył kalafiorówkę, i dobrze, bo mi już uszami wychodzi. Na obiad podałam samo zielone plus grzyby duszone z cebulka. Fasolka szparagowa, szparagi z kremem szparagowo-kalarepkowym, na liściach rukoli skropionej znowu balsamico. Mnie smakowało przednio, jak nic dotąd. Aha, przed obiadem zjadłam na mieście marchewkę tarta z selerem bez niczego, ale było dobre.
Samopoczucie lepsze. Jak widać, ruszyła moja wena twórcza, i mam nadzieję, że nie tylko na chwilkę, hihi. Prawe ramię mniej boli, za to lewe bardziej. Ale to już znam. Córka wpadła z wnuczkiem, poprosiła o kawę, z zazdrością zaparzyłam i podałam... wdychając nachalnie jej aromat. Ale wytrwałam. Próbę ognia przeszłam zwycięsko Zmierzam małymi krokami ku chwale, oby czas się skurczył
Romek
- Piąty dzień postu Daniela
Dzisiaj jedliśmy taki obiadek
szparagi i fasolka z rukolą i pieczarki podsmażone na patelni. Pyszne i zupełnie
inne niż do tej pory:
Anna
B. – Drugi dzień postu Daniela dobiega końca ...
Wczoraj zaczęłam „swoją” wersję
Postu Daniela. Wprowadziłam pewne modyfikacje, ponieważ odczułam, że tak będzie
najlepiej w mojej sytuacji zdrowotnej.
Tym razem postanowiłam
maksymalnie uprościć posiłki, ponieważ przygotowywanie wersji danielowej,
wersji „normalnej” i wersji dla zwierzaków … hmm … nieco przekracza moje siły.
Dlatego ustaliłam sobie swoje
własne zasady, kierując się zamiarem wykorzystania „Daniela” jako pomostu do
diety surowej. Oznacza to, że Ania wygodnicka niewiele gotuje, a przygotowanie
posiłku to czasem sprawa dwóch minut. Rano
sałatka z pomidorów i ogórków, cebulki i zieleniny, w tzw. międzyczasie ciepła przegryzka
(w końcu ciągle jeszcze jest zimno) w stylu papryka lub pieczarki plus plastry
cebuli przypieczone na suchej patelni, rozprowadzam na niej kroplę oleju (pędzelkiem,
żeby mi się nie przelewały tłustości), na obiad zupa (dzisiaj kalafiorowa,
zainspirowana przez Andżelikę, jest tego na trzy dni) plus sałatka, pod wieczór
ogóreczek małosolny i przepiękny pomidor pokrojony w ósemki).
Owoce uwzględnię od jutra, po
prostu nie chcę się zbyt wyziębiać, czekam na słonko, które jutro ma zawitać w
pełniejszej krasie. Zresztą z zimnem łatwiej sobie poradzić przy pomocy pięciu
przemian – kończę potrawy w ogniu i nie narzekam specjalnie na niską
temperaturę.
Towarzyszy
mi atmosfera luzu, zarówno co do rodzaju i pór przyjmowania posiłków, jak i długości
trwania samego postu. Mój organizm będzie wiedział, kiedy powiedzieć mi: Basta!
Samopoczucie?
Świetne, tym bardziej, że już drugiego dnia pojawiło się uczucie lekkości. Nic
nie boli, tylko kiedy dzisiaj buszowałam po mieście, w głowie troszkę mi się kręciło
i zmęczyłam się szybciej niż zwykle na trasie: al. Mickiewicza – pl. Wolności.
Wszystko przez to, że miałam zbyt długą przerwę w jedzeniu. Trzeba będzie
bardziej trzymać się domu albo nosić ze sobą jakiś owoc!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz