Andżelika - 10. dzień Postu Daniela.
Wrócę do wczorajszego dnia. Wybraliśmy się z wizytą do znajomych, czego raczej unikamy. Bo po pierwsze - trudno czasem wytrzymać z pokusami, jakie gospodarze serwują, po drugie - nie chcemy ciągle się bronic przed pytaniami typu: a z czego wy się odchudzacie, albo: a może jeden kieliszek wina, nie zaszkodzi... i takie tam. Po trzecie, jeśli już ktoś zaakceptuje nasz nowy styl życia, to sam ma kłopot, czym by tu nas uraczyć, bo uraczyć "koniecznie czymś trzeba". Tym razem znajomi doskonale wiedzieli, że jesteśmy na detoksie i się nie zrazili. Czekał na nas stół udekorowany kolorowymi warzywami i owocami (buraczki, kalarepka, marchewka, oliwki, arbuz..... ). Oczami zjadłoby się wszystko. Pieczone i surowe, smakowało wyśmienicie. Przy okazji podzieliliśmy się naszymi doświadczeniami i wrażeniami, zawsze mogą się przydać. Jesteśmy im wdzięczni za to, że nie potraktowali nas jak postrzelonych, co się czasem zdarza .
Dzisiaj śniadanko przygotował pan mąż. Pyszne i sycące (gotowany kalafiorek, pomidorki, cebulką, ogórek kiszony, odrobina avocado. Kubek soku z buraków.) Koło południa pomaszerowałam do mojego parku i wokół stawów. Tłumu może nie było, ale to nie to samo, co w tygodniu ranem. Zgrzałam się szybkim tempem.
Na obiad znów zupa kalafiorowa, do tego gotowane jarzyny i surówka z zielonych warzyw. I trochę owoców na deser. Jest tyle wszystkiego, że dokładka zapewniona.
W kwestii samopoczucia, to rano, zanim wyszło słońce, czułam się jak zbity pies. Lekki pesymizm zaczął mnie pożerać małymi kęsami. Szczęście, że nasza gwiazda przebiła się przez nie cienkie warstwy szarych chmur. Zrobiło się nawet gorąco, więc zaczęłam łapczywie łapać promienie, wystawiając ku nim całego człowieka. To mi poprawiło humor.
Mamy w planie jakieś wyjście w miasto, pewnie po drugim posiłku.
Musze przyznać, że oczyszczanie organizmu nie jest zabiegiem łatwym ani przyjemnym, ale cały czas widzę siebie jako okaz zdrowia i urody, bez toksyn, złogów, zakwasów i niefajnych myśli.
Jest okej.
Wrócę do wczorajszego dnia. Wybraliśmy się z wizytą do znajomych, czego raczej unikamy. Bo po pierwsze - trudno czasem wytrzymać z pokusami, jakie gospodarze serwują, po drugie - nie chcemy ciągle się bronic przed pytaniami typu: a z czego wy się odchudzacie, albo: a może jeden kieliszek wina, nie zaszkodzi... i takie tam. Po trzecie, jeśli już ktoś zaakceptuje nasz nowy styl życia, to sam ma kłopot, czym by tu nas uraczyć, bo uraczyć "koniecznie czymś trzeba". Tym razem znajomi doskonale wiedzieli, że jesteśmy na detoksie i się nie zrazili. Czekał na nas stół udekorowany kolorowymi warzywami i owocami (buraczki, kalarepka, marchewka, oliwki, arbuz..... ). Oczami zjadłoby się wszystko. Pieczone i surowe, smakowało wyśmienicie. Przy okazji podzieliliśmy się naszymi doświadczeniami i wrażeniami, zawsze mogą się przydać. Jesteśmy im wdzięczni za to, że nie potraktowali nas jak postrzelonych, co się czasem zdarza .
Dzisiaj śniadanko przygotował pan mąż. Pyszne i sycące (gotowany kalafiorek, pomidorki, cebulką, ogórek kiszony, odrobina avocado. Kubek soku z buraków.) Koło południa pomaszerowałam do mojego parku i wokół stawów. Tłumu może nie było, ale to nie to samo, co w tygodniu ranem. Zgrzałam się szybkim tempem.
Na obiad znów zupa kalafiorowa, do tego gotowane jarzyny i surówka z zielonych warzyw. I trochę owoców na deser. Jest tyle wszystkiego, że dokładka zapewniona.
W kwestii samopoczucia, to rano, zanim wyszło słońce, czułam się jak zbity pies. Lekki pesymizm zaczął mnie pożerać małymi kęsami. Szczęście, że nasza gwiazda przebiła się przez nie cienkie warstwy szarych chmur. Zrobiło się nawet gorąco, więc zaczęłam łapczywie łapać promienie, wystawiając ku nim całego człowieka. To mi poprawiło humor.
Mamy w planie jakieś wyjście w miasto, pewnie po drugim posiłku.
Musze przyznać, że oczyszczanie organizmu nie jest zabiegiem łatwym ani przyjemnym, ale cały czas widzę siebie jako okaz zdrowia i urody, bez toksyn, złogów, zakwasów i niefajnych myśli.
Jest okej.
Romek - 9 dzień
(sobota)diety odtruwającej warzywno-owocowej.
Waga w górę 0,8 – 84,8 kg
No i jak tu sobie dogodzić w weekend. Chyba trzeba popracować nad przyzwyczajeniami, a wiadomo że te najtrudniej się zmienia. Sobota przywitała nas słoneczkiem . Śniadanie w ogrodzie to już jakaś odmiana.
Później pojechaliśmy z wizytą. Andżelika już opisała jak zostaliśmy po królewsku ugoszczeni. Jacku i Małgosiu wielkie dzięki. Było super. Nawet nie przeszkadzał padający co chwila deszcz. Po wspomnianych warzywach w różnej postaci, dogodziliśmy sobie owockami. Jeszcze raz Małgosiu i Jacku wielkie dzięki , było nam z wami super.
10 dzień (niedziela)diety odtruwającej warzywno-owocowej.
Waga w dół 0,4 – 84,4 kg
Rano późne śniadanie. W zasadzie już zaczynamy powtarzać w koło dania. Dzisiaj padło na mnie, myślałem zawzięcie co by tu zjeść i padło na gotowane kalafiory. Coś na gorąco , na śniadanie jest pożądane.
Teraz , po słynnej kalafiorowej jedziemy na miasto. Szkoda , że nie będzie można wypić ukochanej w takich momentach kawki z ciasteczkiem.
Zaczynanie diety w piątek jest fajne bo dzisiaj to mamy już 1/3 za sobą i jakos tak raźniej.
Waga w górę 0,8 – 84,8 kg
No i jak tu sobie dogodzić w weekend. Chyba trzeba popracować nad przyzwyczajeniami, a wiadomo że te najtrudniej się zmienia. Sobota przywitała nas słoneczkiem . Śniadanie w ogrodzie to już jakaś odmiana.
Później pojechaliśmy z wizytą. Andżelika już opisała jak zostaliśmy po królewsku ugoszczeni. Jacku i Małgosiu wielkie dzięki. Było super. Nawet nie przeszkadzał padający co chwila deszcz. Po wspomnianych warzywach w różnej postaci, dogodziliśmy sobie owockami. Jeszcze raz Małgosiu i Jacku wielkie dzięki , było nam z wami super.
10 dzień (niedziela)diety odtruwającej warzywno-owocowej.
Waga w dół 0,4 – 84,4 kg
Rano późne śniadanie. W zasadzie już zaczynamy powtarzać w koło dania. Dzisiaj padło na mnie, myślałem zawzięcie co by tu zjeść i padło na gotowane kalafiory. Coś na gorąco , na śniadanie jest pożądane.
Teraz , po słynnej kalafiorowej jedziemy na miasto. Szkoda , że nie będzie można wypić ukochanej w takich momentach kawki z ciasteczkiem.
Zaczynanie diety w piątek jest fajne bo dzisiaj to mamy już 1/3 za sobą i jakos tak raźniej.
Andżelika 8 dzień DD
Po pysznym śniadanku (kalafiorek, brokuł i fasolka na ciepło, troche avokado i na deser kiwi do tego woda z imbirem, bo sok z buraczków już wyszedł, a nowy niegotowy jeszcze) udałam się do parku zażyć trochę ruchu. Znowu było fajnie, a wokół spokój, zapach lata, słońce grzało w głowę. Miałam dużo energii, bo po powrocie wzięłam się za pielenie ogródka, za porządki w domu, a potem obiad. Dzisiaj wczorajsza zupa z kurek i warzywa pieczone (kapusta, cebula, papryka, pomidory, brokuły, kalafior, cukinia i czosnek) z ziołami, wszystko w sosie pomidorowym.
Czuję się lepiej niż w pierwszym tygodniu. Na zewnątrz cieplej, więc mi milej
Przez tydzień ubyło mi 1 kg. To mało, ale pamiętam, że poprzednio zaczęłam chudnąc około 2 tygodnia. Nie niecierpliwię się, bo mniejsza waga to moje drugie życzenie, zależy mi na oczyszczeniu organizmu, a czuje, że to się dzieje. Mam mniejszy ucisk w trzewiach, jest mi lżej i bardziej komfortowo/wygodnie ze sobą A poza tym, to żyję jak do tej pory. Wolałabym tylko, żeby lato o nas nie zapomniało.
Jest okej.
Po pysznym śniadanku (kalafiorek, brokuł i fasolka na ciepło, troche avokado i na deser kiwi do tego woda z imbirem, bo sok z buraczków już wyszedł, a nowy niegotowy jeszcze) udałam się do parku zażyć trochę ruchu. Znowu było fajnie, a wokół spokój, zapach lata, słońce grzało w głowę. Miałam dużo energii, bo po powrocie wzięłam się za pielenie ogródka, za porządki w domu, a potem obiad. Dzisiaj wczorajsza zupa z kurek i warzywa pieczone (kapusta, cebula, papryka, pomidory, brokuły, kalafior, cukinia i czosnek) z ziołami, wszystko w sosie pomidorowym.
Czuję się lepiej niż w pierwszym tygodniu. Na zewnątrz cieplej, więc mi milej
Przez tydzień ubyło mi 1 kg. To mało, ale pamiętam, że poprzednio zaczęłam chudnąc około 2 tygodnia. Nie niecierpliwię się, bo mniejsza waga to moje drugie życzenie, zależy mi na oczyszczeniu organizmu, a czuje, że to się dzieje. Mam mniejszy ucisk w trzewiach, jest mi lżej i bardziej komfortowo/wygodnie ze sobą A poza tym, to żyję jak do tej pory. Wolałabym tylko, żeby lato o nas nie zapomniało.
Jest okej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz