Wspiera Cię Niebo i Ziemia.


Strona ta wykorzystuje pliki cookies w celu realizacji swoich usług i funkcji zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz samodzielnie dostosować warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

poniedziałek, 29 września 2014

Jak przemienić lwa w kotka



Jak przemienić lwa w kotka
Steve Beckow 26 września 2014 r.




Zasłużyłem sobie na to, by zająć wam krótką chwilę, ponieważ przez 67 lat miałem do czynienia we wspomnieniach i na bieżąco z  fizyczną przemocą, i teraz mogę wam przekazać sekret przemiany lwa w kotka, czyli ponownej przemiany dorosłej ofiary przemocy fizycznej w ludzką istotę.  (Tak samo może się stać z tymi, którzy cierpieli seksualną przemoc, odrzucenie itd. Nie mogę powiedzieć.)
Sekret ten jest znany od tysiąca lat tylko rycerzom Templariuszom, Różokrzyżowcom oraz innym tajemnym stowarzyszeniom.
Otrzymałem swój udział od Dalaj Lamy, samego Pana Buddy i setek tysięcy bodhisattvas, wszyscy oni zgromadzeni są w Szambali. Jestem tym, który dzierży ten Płomień.
Powiedzieli mi, że kiedy przyjdzie właściwy czas, będę to wiedział i przekażę ten sekret wam wszystkim, którzy dorośliście do wtajemniczenia i którzy także zostaliście wypróbowani w ogniu życia i przetestowani w zmaganiach o wskrzeszenie ducha.
Wiernie trzymałem ten sekret w zanadrzu, przez wszystkie te długie lata, aż nadszedł właściwy czas.
Widząc położenie gwiazd na niebie i zgodnie z radą niewidzialnych mistrzów, których tylko ja mogę widzieć, wiem, że nadszedł już czas, abym przekazał ten skarb, ten sekret wszystkim, którzy usilnie pracowali przez tyle lat, aby oczyścić się ze wspomnień swoich dawnych urazów. Jesteście czyści. Jesteście gotowi. Już czas.
Teraz pozwólcie, że powiem o tym sekrecie.
W jaki sposób przemienicie lwa w kotka?
Powiedzcie mu, że go kochacie.



 
To wszystko. Nie śpiewajcie, nie tańczcie. Tylko powiedzcie mu, że go kochacie. OK. OK. Możecie powiedzieć, że nie chcecie go zranić. Lecz to wystarczy.
Jestem certyfikowanym lwem. Jestem lwem niezwykłym. W zeszłym roku wyciągnąłem jednego zbira za włosy z naszej kamienicy w przebudowie, odwróciłem twarzą do drugiego, tylko spojrzał na niego i z powrotem znalazł się na dole.
Właśnie dzisiaj nękało mnie dwóch pijaków na przystanku autobusowym. (Mieszkam w zrujnowanym budynku, w najbiedniejszej dzielnicy Wancouver. Nie wiedzieliście o tym? O tak, od siedmiu lat.)
Nigdy bym ich nie skrzywdził, nie byłem prawdziwym adeptem karate, jednak powiedziałem do nich bardzo wolno, z niewzruszonym spokojem, patrząc im prosto w oczy, żeby nie zadzierali ze mną. Jest ze mnie kawał drania i mogę zrobić im krzywdę. (Same słowa.))
Obserwowałam tę klasyczną przemianę, jaka w nich zaszła, którą często widziałem w innych: od napaści na mnie, do wzajemnego proszenia siebie o ochronę. Ci dwaj pijacy prosili siebie o nią wzajemnie! W międzyczasie ja podniosłem się i odszedłem bezpieczny.
Sześćdziesięcioletni mężczyzna. Musicie to pojąć. Ze zdolnością przejścia ze stanu przerażenia do postawy i sposobu działania dużo młodszej osoby.
Więc myślę, że pod wieloma względami, zasłużyłem na prawo, by o tym mówić.
Po prostu powiedz lwu, grzecznie, delikatnie, że kochasz go, a zobaczysz, jak zmienia się w kotka. Zobaczysz, jak się załamuje i tonie we łzach.
Wybrałem was wszystkich, abyście wysłuchali tej wiedzy. A teraz idźcie i powiedzcie to światu.
Same te słowa potrafią zmienić lwa w kotka.
Teraz możecie mi przesłać pocztą tysiąc dolarów mailem lub, jeśli jesteście tak biedni jak ja, możecie je otrzymać. Człowiek jest lwem, kiedy czuje, że nie ma miłości.
Kiedy wyrazicie miłość takiemu człowiekowi, zacznie on płakać. Dlaczego tak się dzieje? Nie umiem wam powiedzieć, lecz wiem, że to działa. Dopiero co ktoś powiedział mi, że kocha mnie dzisiaj i to przemieniło tego lwa w kotka.
Teraz wy wszyscy jesteście lwami, wy, dorosłe dzieci przemocy fizycznej. W jaki sposób WY przemienicie siebie w kotki? To wymaga nieco więcej praktyki, lecz jest do zrobienia.
Dotrzyjcie do siebie, posługując się wdechem, wzbudźcie w sobie miłość i wyślijcie ją innym wraz z wydechem. Róbcie to dzisiejszego poranka, w południe i wieczorem. Róbcie to za każdym razem, kiedy odkryjecie, że zmieniacie się w ryczącego lwa.
Poproszę o tysiąc dolarów pocztą. Prawdopodobnie wyślecie je, ponieważ płacicie za coś, co wydaje się mieć wielką wartość.
To właśnie brak wyrażania miłości zmienia nawodnioną wyżynę w pustynię. To właśnie wyrażanie miłości zmienia pustynię w nawodnioną wyżynę.
 Kto powiedział, że miłość jest trudna?

Tłum. Anna Euleya

niedziela, 28 września 2014

Nadzwyczajne oświadczenie na temat życia pozaziemskiego



Nadzwyczajne oświadczenie na temat życia pozaziemskiego
Nadesłał Steve Beckow 27 września 2014 r. Komentarze wyłączone





Bierzcie bilety, ludziska, na darmowy kurs do Plejad!

Przedłożone do opublikowania w OpEdNews  – ze stosownymi zmianami.

Dopiero co czytałem artykuł, który przysłała mi Genele, mówiący o „nadzwyczajnym oświadczeniu”, które złożyli ludzie tacy jak Paul Hellyer, Edgar Mitchell i John Podesta (1).
Powiedzieli, że istoty pozaziemskie – lub galaktyczne, jak je nazywamy – są tutaj i że odwiedzają nas od pewnego czasu.
My, pracownicy światła, też od jakiegoś czasu składamy takie „nadzwyczajne oświadczenia”, lecz uświadomiłem sobie, że jeśli chcemy, aby były one wysłuchane, nie wystarczy wygłosić ich jednorazowo i uznać, że to koniec roboty. Powinno się je ciągle na nowo powtarzać.
Oto potwierdzone nadzwyczajne oświadczenie:
Tak, istnieje życie pozaziemskie. Tak, istoty pozaziemskie są tutaj i to od pewnego czasu.
My nie nazywamy ich „istotami pozaziemskimi”. Dla nas są oni naszymi gwiezdnymi braćmi i siostrami.
Przebywają wokół Ziemi w milionach niewidocznych statków. Żyją nie tylko na innych planetach, w innych systemach gwiezdnych, takich jak Plejady, Syriusz i Andromeda, lecz i w różniących się od naszego, wyższych wymiarach (i z tego powodu są niewidzialni).
Przestrzegają praw wszechświata, takich jak Prawo Wolnej Woli i dlatego nie ingerują zbytnio w nasze życie. Jedną z przyczyn, dla której pojawili się tutaj jest prośba o to, abyśmy nie ingerowali w ich życie. Rozmieszczenie przez nas broni jądrowej w przestrzeni kosmicznej, może spowodować śmierć i zniszczenie w ich światach, w innych wymiarach.
Udaremnili eksplozje wszelkiej broni jądrowej w przestrzeni kosmicznej i wszelkiej broni jądrowej, która mogłaby eksplodować na Ziemi z powodu wrogich zamiarów. Czy zauważyliście, że ostatnio nie było żadnej takiej eksplozji, pomimo wszelkich pogróżek (oraz kilku prób przeprowadzenia ich)?
Przynajmniej od tego czasu, kiedy użyto bomb atomowych w kształcie walizki (jak również broni termicznej), aby zburzyć World Trade Center. Ciekaw jestem, kto miał dostęp do tej ziemskiej technologii? 
Złagodzili wywoływane przez człowieka: pandemie, tsunami, huragany, wybuchy wulkanów i pożary (pomyślcie o HAARP). Wystarczy wejść na Youtube i popatrzeć na statki kosmiczne przechodzące przez chmury po wybuchu nad Islandią albo zadać sobie pytanie, jak to się dzieje, że meteoryt, który ma uderzyć w Rosję, w ostatniej chwili rozlatuje się na kawałki. Zauważcie statki kosmiczne przelatujące przez odłamki tego meteorytu.
Lecz mogą nie mogą zrobić więcej, niż pozwala na to nasza wolna wola. Jeśli chcemy  zabijać się, gwałcić i plądrować, oni są zobowiązani przez prawo wszechświata, by mniej lub bardziej odsunąć się i pozwolić nam na to.
Wiele naszych technologii pochodzi od nich. Jak się wam wydaje, dlaczego komputer pojawił się w tak krótkim czasie? Czip krzemowy w jego sercu był rekonstrukcją tego ze statku, który spadł w Roswell, pracowała nad nim spółka Hughes Aircraft. Wszystkie te rzeczy wywodzą się ze źródeł pozaziemskich: teflon, kewlar (supermocny polimer), rzep, światłowody, technologia antygrawitacyjna, jak ją nazywacie.
Czczą tego samego Boga co i my. Jakże mogłoby być inaczej, skoro jest tylko Jedność? Lecz oni naprawdę czczą, służą i znają tego Boga, podczas gdy większość z nas po prostu robi to ustami.
Są ludźmi, podobnie jak my. Ludzki szablon, jak się okazuje, jest w istocie powszechny w całym wszechświecie. W tym wszechświecie. Istnieją inne wszechświaty.
Jeśli naprawdę chcecie poznać całą tę historię, to wiedzcie, że oni zaludniali Ziemię. Jesteśmy ich pra- pra- pra- wnukami. Oni są naszymi przodkami. 
Przysłali do nas przywódców światowych religii, takich jak Kriszna. Jak się wam wydaje, skąd pochodzi osoba o błękitnej skórze, jeśli nie z Syriusza? A tak, mówię serio.
To nie ich powinniśmy się bać. Raczej siebie. Oni przyszli po to, by w pewnym sensie, uratować nas od nas samych.
Jeśli nie robiliby tego, a większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego faktu, zginęlibyśmy podczas III Wojny Światowej. Siły panujące na tej planecie zaplanowały ją i tylko dzięki interwencji istot z galaktyki wy i ja zajadamy dzisiaj produkty pszeniczne, oglądając mecze futbolowe w telewizji.
Czy nie słyszeliście o zniszczeniu głęboko położonych wojskowych bunkrów podziemnych (DUMBs) w roku 2011?
Stało się to, kiedy planujący III Wojnę Światową zrobili przymiarkę do zimy nuklearnej, którą chcieli spowodować. Obecnie muszą przebywać na powierzchni tej planety, jak reszta z nas, „bezużytecznych zjadaczy” (ich słowa) i cieszyć się swoją robotą.
Tak, byliśmy uprowadzani. Rząd Stanów Zjednoczonych, od czasu kiedy Eisenhower współpracował z jedną z ras galaktycznych, którą znamy jako niższo-wymiarową, a która nie szanuje Prawa Wolnej Woli.
Pozwolono im uprowadzać ludzi i wyciągać materiały genetyczne dla ich wymierającej i bezpłodnej rasy, potem zwracać ich. W zamian wyposażyli rząd Stanów Zjednoczonych w technologię, która miała być udostępniona ludziom.
Nigdy jej nie udostępniono, a te gatunki odeszły. Te życzliwe gatunki, nasi dobroczyńcy, odesłali je. Czy słyszeliście ostatnio o jakichś uprowadzeniach?
Białe kapelusze, które pozostały, są naszymi protektorami i doprowadzają do zmiany w naszej świadomości, aby obecnie każdy odczuwał podsumowanie swojego, duchowego                          i emocjonalnego stanu.
Przed nami chwalebna przyszłość, w porozumieniu z naszą gwiezdną rodziną. Wydaje mi się, że chodzi tu o najbardziej niezwykłe stwierdzenie, jakie mogę wypowiedzieć w trakcie tego nadzwyczajnego oświadczenia.
Więcej na ten temat na blogu Golden Age of Gaia: „Disclosure” na: http://goldenageofgaia.com/disclosure/.
Przypis
(1) Arjun Walla, „NASA Brings Scientists & Theologians Together To Prepare World For Extraterrestrial Contact, „Collective Evolution, 25 wrzes. 2014 r., na: http://www.collective-evolution.com/2014/09/25/nasa-bring-scientists-theologians-together-to-prepare-world-for-extraterrestrial-contact/.
Tłum. Anna Euleya

piątek, 26 września 2014

Zawierzyć i uwolnić się ku Miłości …



                                      Zawierzyć i uwolnić się ku Miłości …

Jak wiele może zabrać nam poczucie winy! Jak bardzo nasze wielowiekowe i wieloletnie przekonania mogą oddalić nas od prawdy na temat tego, kim jesteśmy …



Było to podczas zajęć w ramach kursu terapii czaszkowo-krzyżowej. Ostatni etap stanowiło uwolnienie psycho-somatyczne, czyli przepracowanie z pomocą opiekuna pojawiających się w formie symbolicznej traumatycznych wspomnień z bieżącego życia oraz z przeszłych wcieleń.
Dużo tego było! Czasem wiłam się na stole, płacząc z bólu lub wściekłości czy upokorzenia, jak i moje towarzyszki leżące na sąsiednich stolach. Obrazy różnych sytuacji przychodziły i odchodziły - przy pomocy kojących słów wypowiadanych przez opiekunkę. Jednak nie to było najważniejsze: przez kolejne dwa tygodnie trwał ten swoisty seans, film puszczany od początku z całego bieżącego życia oraz z wybranych (zapewne przez Wyższą Jaźń), sekwencji z poprzednich egzystencji.
Np. siedzę przy stole w gronie znajomych i nagle widzę siebie w jakiejś zimnej, sklepionej sali, widzę krzyże, z półmroku wyłaniają się jakieś surowe twarze. W powietrzu unosi się mdlący zapach kadzidła. Klęczę na zimnej posadzce, a chłód przenika do kości moje wychudzone, zasinione, poranione i obolałe ciało. Resztki poszarpanego odzienia, jakie mam na sobie, już od dawna nie zapewniają mi osłony przed chłodem i spojrzeniami ludzi. Czuję straszliwy głód i jeszcze większe pragnienie. A przede wszystkim … boję się. Boję się tak bardzo, że  dygoczę całym ciałem, kiedy słyszę coraz to głośniejszy szmer wielu par sandałów, który zbliża się coraz bardziej. Już są! Podchodzą do mnie czarno odziane, zakapturzone postacie i otaczają niespiesznie zwartym kręgiem. Niespiesznie, bo i tak nie ucieknę ze związanymi rękami i nogami. Niespieszne, bo w ten właśnie sposób wywołują u mnie większy strach… Czuję się jak robak, nad którym nieuchronnie zawisła wielka stopa. Za chwilę …. I tego właśnie nie wiem, co za chwilę, ponieważ obraz się zamazuje, a ja czuję się rozbity i pomieszany. (Byłam wówczas mężczyzną.) Od tamtego czasu obraz ten powracał jeszcze kilka razy, za każdym razem sprawiając mi wielki ból i pozostawiając mnie w silnym poczuciu winy wobec Boga i ludzi ...
Aż przyszedł dzień, kiedy wyjaśniłam wiele swoich pytań, korzystając z porady terapeuty, który miał wgląd do kroniki Akaszy. Okazało się, że od wielu setek lat nosiłam w sobie wzorzec uzależnienia od religii. A zaczęło się to w ten sposób, że w jednym z wcieleń otwarcie zbuntowałam się przeciwko jakimś dogmatom kościelnym. Moi rodzice, chcąc przełamać ten bunt, jakże kompromitujący ich poważany powszechnie ród, oddali mnie na, powiedzmy, re-edukację do klasztoru. Jak bardzo troskliwie zajęto się tam moją osobą, miałam okazję zobaczyć podczas tych wizji. Efekty tej jedynej w swoim rodzaju terapii zaowocowały powstaniem i utrwaleniem się w pamięci duszy wielo-wcieleniowego mocnego przekonania: Jestem posłuszna/y, wierzę w to, co podaje mi do wierzenia religia, ponieważ chcę być w porządku wobec Boga i ludzi.
Widocznie w tym wcieleniu miałam uporać się z tym wzorcem, ponieważ moje życie religijne, czyli jak mniemałam – rozwój duchowy - przechodził przez wiele traumatycznych zakrętów. Było to tak, jakby Ktoś na Górze uparł się, że w tym właśnie wcieleniu rozstanę się ze wszystkimi moim uzależnieniem w sferze przekonań religijnych i dotrę do samodzielnego i indywidualnego odkrycia, czym jest Boskość i kim jestem ja wobec Boskości.
Minęło bardzo wiele lat, zanim mogłam powiedzieć, że czuję się wolna. Pomiędzy tą ośmioletnią dziewczynką, która z kulką w gardle dygała na widok przechodzącej zakonnicy lub księdza (zawsze bardzo bałam się ich czarnych szat!), a tą siwą kobietą, z ufnością patrzącą w niebo i w głąb swojego serca, zaistniało wiele metamorfoz, uniesień, pozornych, pomyłek, zaaranżowanych starannie rozczarowań, kolejnych upojeń i kolejnego otwierania oczu.
W końcu przestałam się czuć „nie w porządku” tylko z tego powodu, że nie przyjmuję do końca lub w ogóle prawd jakiegoś kręgu wierzeń, w którym aktualnie przebywałam. Nie czekam z drżeniem na razy dyscypliny i męki zadawane przez włosiennicę z powodu apostazji czy  popełnionego wykroczenia…  
Pewne, bardzo mocne doświadczenie z czasów, gdy przebywałam w jednej z grup praktykujących jogę, uświadomiło mi wyraźnie, że mimo wszystko „wszystko jest w porządku”:
Któregoś dnia nasza grupa udała się wraz z przywódczynią na ogólnopolskie spotkanie. Siedzieliśmy w rzędach na podłodze w salonie, naprzeciw stojącej pod rozłożystą palmą ogromnej kanapy, na której zasiadła prowadząca wraz z naszą przywódczynią. Nastrój był podniosły, jednak czułam się bardzo niekomfortowo. Zaczęłam kręcić się na swojej poduszce. W czasie medytacji w ogóle nie mogłam się skupić: czułam jakiś fałsz dookoła siebie, widziałam uśmiechy prowadzących, lecz spostrzegłam, że obie są zmęczone i znudzone! W pewnym momencie zapragnęłam wyjść z tej sali, wyjść z tego czegoś, co zdawało się mnie oblepiać. Nie miałam ochoty udawać, że jest mi dobrze w tej sytuacji, że czuję się szczęśliwa... Już się podnosiłam, gdy prowadząca dała znak, by zakończyć medytację, zostałam więc, postanawiając, że wyjdę zaraz po tym, jak prowadząca, zgodnie ze zwyczajem, obdaruje każdego z obecnych spojrzeniem z przekazem boskiej świadomości, po czym zwykle następowało wręczenie jakiegoś słodkiego przysmaku. Czekałam na swoją kolejkę, snując jadowite myśli w rodzaju: Co ty myślisz, że jak mi w oczy spojrzysz, stanie się cud? Jaki cud?! To wszystko to jedna wielka lipa! Jak wy obie wyglądacie pod tą palmą! Ha! Ha! Ha!  Cyrk! W co ja się wrobiłam? Cyrk! Zaraz wracam do domu! Czułam się prostacka w tym buncie.
            Przyszła moja kolej, poderwałam się i szłam kąśliwie uśmiechnięta, zbuntowana przeciwko „bogu tej jogi”, przeciwko wszelkim prawdom, które przez całe miesiące wtłaczano mi pracowicie do głowy. Szłam, czując, że jestem tak „brudna”, tak niegodna, że prowadzącą chyba odrzuci ode mnie na trzy metry. Mój wierny towarzysz, poczucie winy struchlało i skuliło się ze strachu przed moją arogancją. Stanęłam naprzeciw tej wysokiej kobiety, zadziornie uniosłam głowę, by z przekorą i ironią zajrzeć jej w oczy.
            I wtedy stało się coś, czego nigdy nie zapomnę: poczułam delikatne, ale stanowcze szarpnięcie. „Coś” wyrwało mnie w górę. Byłam teraz maleńką, gorącą i roziskrzoną drobinką światła i z zawrotną szybkością leciałam przed siebie ku Czemuś, ku Komuś, Kogo odbierałam jako otwierającego szeroko ramiona, by mnie przytulić, ogarnąć sobą. Zbliżałam się ku Niemu, jak ściągana gigantycznym magnesem, z jakąś ogromną tęsknotą pomieszaną z niesłychaną radością, z nieopisanym uczuciem miłości. Było to tak, jakby się ogromnie do kogoś tęskniło, tak do łez, a jednocześnie odczuwało niesamowitą radość, jak wówczas gdy wpada się w ramiona kogoś, kogo bardzo się kocha i kto nas bardzo kocha! Słowa są tu bardzo ubogie! Ten Ktoś jakby zamknął mnie w swoich ramionach i wtedy stałam się jednym z Nim, stopiłam się z Nim w jedno. Było tam wszystko: ekstatyczna radość, jakiej nigdy dotąd nie odczuwałam, śmiech, który wypełniał przestrzeń dookoła, nieznane mi jeszcze doznanie szczęścia, a nade wszystko gorąca, przelewająca się falami miłość, miłość, która była również wiedzą, wiedzą wszystkiego, opieką, czujnością, uwagą, troską, porażającym pięknem. Nie było żadnych pytań, nawet żadnego okrzyku: Ach, ja już rozumiem! - chociaż zrozumiałam wtedy wszystko, w tej jednej chwili. Nie było żadnego: On i ja! Była tylko Jedność i Jestność, która jest wszystkim i z której wychodzi wszystko. Nie umiem tego inaczej nazwać…
                        Zostałam obdarowana bezcennym skarbem na dalszą, niełatwą drogę życia. Wędrowałam potem po różnych ścieżkach rozwoju duchowego w nadziei na ponowne odnalezienie w sobie tej Chwili, którą przeżyłam wówczas. Czasami, w głębokiej medytacji, wydawało mi się, że podchodzę w pełnej radosnego lęku ciszy do tego jedynego w swoim rodzaju doznania. Nieraz jeszcze kończyłam medytację prawie nieżywa ze szczęścia, lecz tamto doświadczenie w pełni nie powtórzyło się już nigdy.                                                                                                                                     Wszelkie chwile szczęścia i uniesienia, jakie wydarzyły się w moim życiu, przyjmowałam i przyjmuję z wdzięcznością, ale też i z uczuciem, że to wszystko jest ZAMIAST. Zamiast tego stanu, jaki na tak krótko stał się moim udziałem, a który jest moim WŁAŚCIWYM I JEDYNYM STANEM, I DO NIEGO MAM NIEZBYWALNE PRAWO.
Dlatego ciągle towarzyszy mi uczucie, że zbędne są dla mnie wszelkie dociekania i spekulacje na temat istoty Boga, na temat natury Wszechrzeczy. Wiem, że TA CHWILA po prostu przyjdzie, a wtedy ponownie wszystko stanie się jasne, ale już NA ZAWSZE.
            Ten krótki moment, kiedy zostałam podniesiona w chwilach ogromnej irytacji, gdy byłam taka „umorusana” uświadomił mi, że my wszyscy JESTEŚMY KOCHANI, BARDZO KOCHANI I TO PRZEOGROMNĄ, NIEZMIERZONĄ I ABSOLUTNIE BEZWARUNKOWĄ MIŁOŚCIĄ.
Jeśli zaufamy i uwierzymy w to, pozostaje tylko jeden krok do zrośnięcia się z myślą, że wszyscy, niezależnie od tego kim i jacy jesteśmy, JESTEŚMY Z NIEGO I JESTEŚMY NIM. Cała nasza praca polega na tym, by po prostu w to uwierzyć.
Dzielę się z Wami, kochani, tą prawdą z mojego serca. Może komuś się ona przyda.

Anna Euleya