Wspiera Cię Niebo i Ziemia.


Strona ta wykorzystuje pliki cookies w celu realizacji swoich usług i funkcji zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz samodzielnie dostosować warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

piątek, 30 listopada 2012

Polecam...



http://prawdaserca.pl/2012/11/illuminati/

Z cyklu: FENIKS PRZED LUSTREM


Z cyklu: FENIKS PRZED LUSTREM
 


No tak! Nic się nie dzieje! Nawet we wnętrzu. Pustka! Stan zawieszenia. Nie ma nawet oczekiwania na cokolwiek.

Z oddali dobiega melodia czyjegoś lęku, zawodu i żalu, staccato wypłoszonego serca, przeciągłe zawodzenia żalu i rozczarowania, szelest usuwających się, chybotliwych piasków niepewności...

Wbrew tym wszystkim odgłosom pozostaję spokojna i ufna w najlepsze rozwiązanie.

Nie mam w sobie lęku ani żadnych uprzedzeń.  Daleko mi do niechęci.

Żyję skąpana w Świetle Źródła, a na ciemność spoglądam spokojnymi oczami.

Bowiem pamiętam, jak nie tak dawno równoważyłam w sobie Światło i Ciemność.

To bolało, nawet bardzo, lecz w końcu ona pierzchła, ta moja smutna Nauczycielka...

Ciemność w świecie? Tak! Akceptuję ją, chociaż nie muszę jej przytulać. Akceptuję jej istnienie, ponieważ to dzięki niej doświadczam, my wszyscy doświadczamy.

Mogę nie lubić tej swojej  nauczycielki zajęć praktycznych, lecz uznaję, że trzeba ją zaakceptować,

ponieważ jestem w Szkole i nie mogę zwagarować z lekcji ani siedzieć w ławce, obgryzając ołówek.

Szkoła ma mnie nauczyć, bo taka jest rola Szkoły i Nauczyciela, a ja mam się uczyć, bo to jest moja rola jako Ucznia.  Jeżeli się nie nauczę, czeka mnie powtórka roku, aż do skutku.

Twarda to nauka i twarda szkoła.

Lecz wypuszcza z dyplomem tych, którzy są naprawdę najlepsi, ponieważ zaakceptowali i program, i nauczycieli.

Tak wzrastają ci najdzielniejsi, którzy odkryli tajemnicę.

Udzielając ciemności Przebaczenia jej czynów i dając swe Dziękczynienie za lekcje, których im dostarczyła..

I na wszystko to, co widzą, zlewają Boskie Światło, patrząc oczami Jedynego/Źródła/Ojca i Matki i dołączając do tego wejrzenie swoich ludzkich, pełnych Miłości serc...
 

 

 

Medytacja utwierdzenia siebie w świadomości Źródła









Niedawno przeżyłam piękne doświadczenie, odczułam bowiem na sobie sposób, w jaki działają związki towarzyskie Nowej Ery, a jeszcze bardziej odczułam, jak oddziałuje świadomość bycia cząstką Źródła:

Przez cztery  miesiące cierpiałam na różne dolegliwości, bardzo przykre, krępujące i bolesne. Starałam się uporać z nimi sama, korzystałam także z pomocy Przyjaciół.  Jednakże dwie pozostały, z których jedna dała mi łupnia, jakby za pozostałe, które odpływają już w przeszłość. Za każdą poprawą szedł natychmiast nawrót, uświadamiając mi, że czegoś nie rozumiem, czegoś nie przerobiłam i lekcja nadal trwa. Przyznam się, że zaczęła mnie niepokoić ta moja nieporadność a raczej niechęć do sięgnięcia do sedna problemu.

 Jedna z moich serdecznych znajomych, wiedząc o moich przypadłościach, zdiagnozowała mnie na odległość, no i okazało się, że potencjalnie jest się czym martwić, jeśli wybierze się wariant pesymistyczny. Przestudiowałam temat w Internecie i zobaczyłam, że mój optymizm nieco opadł. Oczywiście, otrzymałam od Asi dobre rady, ale wiedziałam podskórnie, że zadziała cokolwiek, nawet ten przysłowiowy napój z ziela rwanego o północku, na nowiu,  o ile spełnię pewne warunki.

 Wieczorem telefon: z drugiej strony nasza wspólna znajoma,  co tam – znajoma – Przyjaciółka, bo tak "plotkować" potrafią tylko przyjaciółki. Okazało się, że właśnie obie panie zakończyły telekonferencję na temat, jak mi tu pomóc.  Ela przedstawiła mi propozycję działania i usilnie prosiła, bym ja zastosowała. Louise Hay to genialna kobieta! A ja? Trafiona! Zatopiona! Cała we łzach zrozumienia przyczyn mojego stanu!

Zrobiłam kolejną, powtórną  sesję przebaczenia, rozszerzając ją, zgodnie z radą – o przebaczenie sobie, czegoś, co jak mi się wydawało, było „racjonalną” konsekwencją pewnych traumatycznych wydarzeń z mojego życia.

A potem poczułam impuls i zrobiłam rzut na taśmę – Najpierw medytacja – a potem prośba skierowana bezpośrednio do Źródła, aby pomogło mi uleczyć tę najprzykrzejszą przypadłość. Białe światło spłynęło i zaszalało – całe ciało mżyło i lekko dygotało. Pojawił się ogromny spokój, lekkie bóle, które później ustały i już nie powróciły. Zniknęło alarmujące uczucie, że coś się dzieje w moim organizmie!  Rano stwierdziłam, że problem zmniejszył się o jakieś 80%. Minęło kilka ładnych dni i nadal nic się nie dzieje. Jest we mnie teraz pokora i wdzięczność wobec Źródła i tych wszystkich kochanych Dusz, które mi pomagały. Będę kontynuować te medytacje, mam jeszcze trochę roboty, ale czuję, że to jest moja droga do pełnego uzdrowienia.  Potem pojawiła się następna dolegliwość, prawie zwalając mnie z nóg i znowu doznałam cudu, jaki może zaistnieć w życiu dzięki życzliwości drugiego człowieka. A ta życzliwość + zrozumienie przyczyn + praca wewnętrzna + pomoc Źródła zadziałały tak, że ponownie cieszę się dobrym samopoczuciem. Wspaniała lekcja!

Przedstawię przebieg tej medytacji, ponieważ  wydaje mi się, że może się ona Wam przydać, Drodzy Przyjaciele, bo mnie się bardzo przydała. 

 

MEDYTACJA UTWIERDZENIA SIEBIE W ŚWIADOMOŚCI ŹRÓDŁA

Przygotowanie: (Jeśli nie możesz wizualizować tego, o czym mowa, powtarzaj sobie te słowa, Twoja dusza widzi wszystko, co powiesz.)

Rozluźnij maksymalnie całe ciało. Najlepiej jest przeprowadzać tę medytację tuż przed zaśnięciem lub rano – po przebudzeniu. Działa cudownie jako ochrona podczas snu i jako przygotowanie do pięknego dnia w poczuciu bezpieczeństwa i bycia kochanym/kochaną.

Seria głębokich, spokojnych oddechów.

Spływa na Ciebie cudowne, jasne Światło z najwyższego poziomu, które płynie z obecności Źródła, naszego Ojca i Matki.

Wciągaj to Światło w siebie, podczas gdy płynie ono do Twojej czakry korony, mijając po drodze czakry – Bramę Duszy i Gwiazdę Duszy.

Niechaj to piękne Światło wniknie do czakry korony, rozświetlając ją swoim blaskiem, wejdzie do Twojej tuby pranicznej (która biegnie wzdłuż kręgosłupa, nie należy jej mylić z kanałami energetycznymi idą i pingalą oraz shushumną).

Teraz pozwól temu Światłu przepłynąć w dół, niechaj po drodze rozświetla i ożywia wszystkie czakry po kolei, aby wyjść dołem, przez cztery punkty energetyczne u podstawy i podążyć w dół, poprzez czakrę – Gwiazdę Ziemi – aż do rdzenia Gai. Niechaj to Światło z Pierwszego Źródła dotknie rdzenia Gai i wniknie weń, rozświetlając  jeszcze bardziej jego wnętrze.

Pobudzona tym impulsem wypływa z wnętrza rdzenia Ziemi struga jej pięknego światła i dąży w górę, tą samą drogą, co struga Światła z Pierwszego Źródła, przechodząc przez Gwiazdę Ziemi, wnikając do ciała przez cztery punkty energetyczne u podstawy, przechodząc tuba praniczną obok wszystkich czakr po kolei i rozświetlając je swoim blaskiem zdąża przez czakrę korony, Gwiazdę i Bramę Duszy do Pierwszego Źródła.

Odczuj, jak te dwie energie płyną w przeciwnych kierunkach, mijając się w Twojej tubie pranicznej, podczas gdy Twoje czakry jaśnieją i pięknieją z każdą chwilą.

(Jest to niezależne od tempa Twojego oddechu, nawet od Twoich ruchów czy pozostawania w bezruchu. Możesz –utrzymując tę świadomość, chodzić i działać w świecie.)

Teraz możesz wizualizować, jak z każdym Twoim oddechem do przestrzeni na środku klatki piersiowej, pomiędzy sercem a kręgosłupem, wpływa część z tych strug światła i wykonują one ruch dookolny w przeciwnych kierunkach, bowiem jedna wpływa z lewej, zaś druga – z prawej strony.

Z każdym oddechem możesz powiększać zakres tego światła, pozwalając mu rozszerzyć się na całe Twoje ciało, wyjść z niego i przechodzić przez poziomy subtelne.

Możesz rozszerzać światło płynące z przestrzeni Twojego serca, tak jak sobie życzysz: przelać je na swój dom, rodzinę, bliskich, przekazać Światło sprawom, krajom i ludziom, które/którzy tego potrzebują, posłać je Matce Gai, planetom, galaktykom, wysłać w dziękczynieniu Pierwszemu Źródłu.

Ten rodzaj medytacji przeprowadzony rano daje Ci zakotwiczenie pomiędzy Niebem i Ziemią, nadając moc temu, co będziesz robić, a jednocześnie – ochronę przed  działaniem niekorzystnych energii.

Medytacja ta przeprowadzona wieczorem chroni Cię w czasie snu.

A oto jej skrócona wersja (w przypadku, gdy jesteśmy już bardzo zmęczeni):

(Możesz leżeć)
 
 

Bierzesz kilka spokojnych, głębokich oddechów.

Wizualizujesz, jak z Pierwszego Źródła płynie do Ciebie przepiękne, jasne Światło.

Wizualizuj, jak Twoja czakra korony zaczyna lśnić i odbijać zbliżające się Światło.

Brzegi Twojej czakry korony stają się brzegami wielkiego, jaśniejącego kielicha, na którego dnie spoczywa piękny brylant – jest to Twoja szyszynka.

Zauważ, jak pod delikatnym dotknięciem wnikającego w nią Światła rozjarza się ona pięknym blaskiem – ten bezcenny klejnot Twojego ciała, Twojego Jestestwa.

Teraz pozwól, aby dno Twojego kielicha rozsuwało się łagodnie, wpuszczając snop tego Światła od Pierwszego Źródła.

Pozwól, aby Światło Pierwszego Źródła wnikało w Ciebie, wchodząc wzdłuż Twojego ciała i rozświetlając je swoim blaskiem.
Jeśli masz jakieś opory, wątpliwości typu: To nie jest prawda! Albo: Ja nie jestem godny/a, albo: To jest zbyt proste, żeby było prawdziwe! – ujrzyj, jak przeniknięte Światłem spopielają się one, jak skorupki orzechów w płomieniu.

Niechaj Miłość i Prawda Źródła wejdzie w Ciebie i przeniknie Cię w całości, na wszystkich poziomach Twojego ciała.

Teraz możesz zwrócić się do Źródła, prosząc Je np. o uzdrowienie.

 (Zapewniam Cię, że jeśli zrozumiałeś/aś treść przekazu, jaki niesie z sobą choroba i zrobiłeś/aś, co było możliwe, by sobie pomóc, stosując się do zaleceń tego przekazu, teraz możesz liczyć na skuteczną pomoc Źródła).*)

Tak samo możesz zwrócić się do Źródła – Ojca/Matki  z prośbą o ochronę podczas snu lub o uzdrowienie jakiejś trudnej dla Ciebie sytuacji.

Praktykuję tę medytację i zachęcam na podstawie własnych doświadczeń i doznań.

 

*) Polecam pozycje Louise Hay na temat  psychosomatycznych uwarunkowań naszych schorzeń.

 

 

niedziela, 25 listopada 2012

sobota, 24 listopada 2012

Archonci - Kontrola Umysłu 1 PL


Spotkanie Świetlistych z Łodzi





Kolejne (nie pamiętam, które już z kolei) spotkanie łódzkich Świetlistych

Dzisiaj (24. 11. 2012 r.) spotkaliśmy się w gościnnym  mieszkaniu Eli. Sama gospodyni była nieobecna, ale stworzyła nam komfortowe warunki do tego spotkania.

Było inaczej niż zwykle, rozmawialiśmy wesoło, ale w pewnym momencie Ola zauważyła, że odbiera nas tak, jakbyśmy widzieli się po raz pierwszy. Faktem jest, że w ciągu tych dwóch tygodni u każdego z nas zaszły zmiany i to radykalne. Prawie każdy z nas przeszedł przez kryzys, przełamał się z uczuciem tęsknoty i chęci zostawienia wszystkiego i powrotu do Domu. Ponadto ostatnie „odkrycia” związane z odtajnieniem sekretów matriksa podziałały na nas jak akcelerator i wbrew pozorom, dodały nam sił, dzielności i optymizmu i pewności siebie. Tak wyposażeni zagłębiliśmy się w medytacji  połączenia ze Źródłem i rozsiania wiedzy o Nim wśród naszych bliskich, którzy mieszkają w przestrzeni naszych serc. Potem było czytanie przekazu oraz rozmowy i dyskusje w parach i trójkach, zależnie od konfiguracji na fotelach i krzesłach. Oczywiście, stół był obficie zastawiony, więc słodycz tego spotkania miała swój wymiar również materialny.

Wiktor wpadł na fajny pomysł, abyśmy na każde spotkanie przynosili ze sobą kamyki (mogą być zwykłe, mogą być półszlachetne, kryształk)i. Naenergetyzowane podczas medytacji posłużą potem do podwyższania wibracji miejsc, w których poczujemy potrzebę, by (dyskretnie) zostawić w nich kamyczek.

Tak naprawdę, najważniejsze było nie to, co mówiliśmy, atmosfera aż bąbelkowała radością i miłością, a gdy z rzadka zapadało milczenie, krążyła pomiędzy nami cudowna, złota energia, łącząc nas i wywołując dodatkowe uczucie szczęścia i więzi, która z pewnością nie dotyczy wyłącznie ani tego czasu ani tego wymiaru.

Takie spotkania budują szczęście oraz siłę wewnętrzną, teraz bardziej czujemy się scaleni i wydaje mi się, że mamy ze sobą ten typ kontaktu, który przebiega poza świadomością.

Dziękuję Wam, Przyjaciele, za to spotkanie. Namaste, Mistrzowie!

Ania

 

FENIKS PRZED LUSTREM...







Feniks przed lustrem

Muszę się przyznać sama przed sobą, że po tych  prawie trzyletnich uniesieniach wzniesieniowych i odkrywaniu nowych prawd, przyszło do mnie uczucie kompletnego wypalenia, takiego – do gołej ziemi... Czułam, że coś we mnie umierało powoli, a doznanie to wkrótce rozszerzyło się również na ciało fizyczne. Byłam gotowa na przejście, ale brakowało mi pewności, czy znajdę się tam, gdzie chciałabym się znaleźć, więc nie dałam przyzwolenia... Może to wydać się bulwersujące lub nawet bezczelne, ale chyba już wiem, jak to jest, kiedy starzy Indianie chcą odejść...
Doświadczenie ekstremalne...
Wydaje mi się, że wiem, dlaczego tak się stało: Kolejna powtórka starego wzorca! Dlatego dostałam tak potężnego prztyka!Ponownie uczyniłam sobie nową religię, tym razem ze Wzniesienia i Transformacji, i z właściwą sobie gorliwością zaczęłam służyć – tłumacząc, pisząc, głosząc i wieszcząc, a tymczasem czerwone lampki zapalały się raz po raz.

Czerwone lampki ostrzegawcze... przecież nie o to tu chodzi, że proces Transformacji i Wzniesienie są czymś „złym”  lub niedobre jest to, co się z nimi wiąże. Stało się tak, że pewne elementy, które przeplatały się przez całe moje życie duchowe i religijne, zaczęły się powtarzać, a przede wszystkim to, co stanowi motyw główny, a co ja zwykle nazywam oddawaniem swojej mocy.

Kiedy ostatecznie zorientowałam się, komu oddaję swoją moc i w pełni uświadomiłam sobie, że ten spektakl, w który uczestniczę jako widz i aktor z wcielenia na wcielenie, jest przedstawieniem wystawianym w obrębie więziennych murów, które trzymają w swojej władzy również strażników – odczułam ulgę pomieszaną z bólem i wściekłością, że tyle lat... tyle tysięcy lat... eony...

Źródło – Ojciec i Matka – są stali i niezmienni - to pojęcie pojawiło się błyskawicznie, jeszcze zanim zaczęłam swoją jeremiadę na zgliszczach.

Przyszły pytania: No dobrze, ale co dalej?

Przede wszystkim – odejdę od schematu, że teraz zjawi się Ktoś, kto Coś mi powie, wyjaśni, ukierunkuje... Każdy z nas ma swoją cząstkę prawdy, swój kawałek puzzli, mam i ja!

A może poszukać miejsca mocy, które da mi siłę?

Można, ale tu działa meta-fizyka, jeśli więc mam w sobie choć w małym stopniu niepewność, dyskomfort – źródło mocy zwielokrotni je. Jest obiektywne. Muszę wiedzieć, co we mnie zasili.

Spotkać się z kimś, pogadać?

Można, lecz zastanawiam się, czy to Ja (rzeczywista) się spotkam, taka jeszcze nie do końca pozbierana, z kręgiem osób, które cierpią na tę samą chorobę. Czy będziemy szukać nowych, wspólnych i jedynych słusznych rozwiązań?

Nieee!

Wejść w Ciszę. Wejść w Pustkę.

To czuję! Pustka jest poza wszystkim i stanowi potencjał dla wszelkiej Istności. Tam utworzę sobie swój nowy świat...

Chyba jest to dobry pomysł, ponieważ nieświadomie przeszłam w modlitwę:
 

Ojcze i Matko, Źródło Wszystkiego.
Do Ciebie zwracam się z ufnością
Ja – cząstka, która wyszła z Twego Łona, obecna tu, na Ziemi.
Jestem Tobą i wiem, że nie trzeba mi wracać do Ciebie,
Ponieważ Ty JESTEŚ, jak i ja jestem.
Oto stoję wśród spopielałych zgliszczy moich
Wierzeń, przeświadczeń i pewności.
Nie mam już nic, a jestem bogata,
Ponieważ nie ma we mnie tęsknoty za niczym.
Nie tęsknię nawet do Ciebie i nie pragnę Ciebie,
Ponieważ dzisiaj otrzymałam najcenniejszy Dar,
Którym jest świadomość tego, że nie muszę ku Tobie iść,
Nie muszę do Ciebie powracać, wspinać się, dążyć i zasługiwać na Ciebie.
Ponieważ TY JESTEŚ, a jedyne, co powinnam zrobić,
to otworzyć się jak kwiat lotosu – na Ciebie:
Źródło Miłości, Prawdy, Piękna, Mądrości.
Wchodzę teraz w przestrzeń mojego serca.
Tam przebywam Ja w swojej najprawdziwszej Istocie.
Przestrzeń serca jest jak cenny kielich,
Gotowy, by przyjąć radośnie cudowne Światło,
Które przeleje się z Twojej Obecności...
Napełniam ten kielich Światłem,
A ono daje mi radość, szczęście,
A przede wszystkim, pomnaża moją Miłość.
Przestrzeń mojego serca powiększa się i obejmuje wszystkie poziomy
Moich ciał subtelnych, roztacza się we Wszechświecie, we wszechbytach,
Rozpościera się ufnie w Tobie: Źródle, Ojcu i Matce,
Stapiając się z Tobą w Jedno.
Łączę się z Tobą i już na zawsze pamiętam,
Że jestem z Ciebie, w Tobie i z Tobą,
A Ty mieszkasz we mnie.
Teraz nic nie jest mi straszne, i nie ma we mnie niepokoju,
Ponieważ Ty – Niebo urzeczywistniasz się poprzez nas na Ziemi.
Posyłam promienie tego zrozumienia wszystkim, którzy są w zasięgu światła mojej duszy.
Wiem, że Ty tego chcesz, jak  i tego, byśmy po prostu otworzyli się na Ciebie
I zrozumieli, kim jesteśmy, bo jesteśmy Tobą.
Dziękuję Tobie za poznanie tej Prawdy. Niech się ona stanie. Niech cała Ziemia napełni się poznaniem Boga. Niech stanie się Prawda.
 
 

 

 

piątek, 23 listopada 2012

TO JEST NAJWAŻNIEJSZE, CO MOŻESZ USŁYSZEĆ OD SIEBIE...


 
 
 
TO JEST NAJWAŻNIEJSZE, CO MOŻESZ USŁYSZEĆ OD SIEBIE...
Moja ostatnia rozmowa z Wyższą Jaźnią

Witaj, wczoraj zadano mi kilka pytań w związku z treścią naszej rozmowy, która zamieściłam niedawno na swoim blogu. Odpowiedziałam nie kontaktując się z tobą, ale teraz pytam Cię, czy byłeś przy tym, gdy pisałam do tej osoby. Byłabym niepocieszona, gdybym wywiodła kogoś na manowce...

Anno kochana, ja jestem przez cały czas, nigdzie się nie ruszam, ja jestem Tobą. Część ciebie siedzi w domu przy oknie z komórką w garści, podczas gdy ja poprawiam na dachu ustawienie anteny satelitarnej, abyś miała lepszy obraz na swoim telewizorze... I przez cały rozmawiamy... Tak to wygląda.

Jaki ty jesteś nowoczesny!...

To ty jesteś nowoczesna...

No dobrze, widzę, że jakoś trudno mi się uwolnić od tej osobowościowej separacji.  Powiedz mi więc, czemu na blogach o tematyce duchowej jest wiele rozmów blogerów z ich Wyższymi Jaźniami? Że nie wspomnę już o przesłaniach chanellingowych, ale czuję, że tu już dotknęłam jeszcze innego tematu.

Faktycznie, są to zagadnienia delikatnej natury, ponieważ dotyczą one obszaru ludzkiego umysłu oraz  ego, które lubi dzielić i kategoryzować, dlatego twoja osobowość została podzielona na podświadomość, ego i super ego, nie ważne, jak jeszcze nazwać można te trzy części składowe osobowości ludzkiej.  Jest to sprawa pewnej umowy, która wykreowała takie a nie inne postrzegania, a wraz z nim taki stan rzeczy.

Powiedziałbym, że ze względów społecznych został zastosowany pewien unik: TO NIE JA JESTEM MĄDRA, TO MOJA WYŻSZA JAŹŃ PRZEKAZAŁA MI (I WAM) WIEDZĘ Z WYŻSZEGO POZIOMU.

Ty – jako Anna Bogusz-Dobrowolska kryjesz się w cieniu, może powiedzmy – w półcieniu, a ktoś mądrzejszy od ciebie głosi prawdę, którą ty „tylko” przekazujesz.

Ty masz wtedy komfort, że nikt nie pomówi cię o to, że się wynosisz,  omijasz  drażnienie uczuć  twoich czytelników, z których jedni wyrażają swoje uznanie z powodu prawd, które zamieściłaś, inni zaś mogą odczuwać lekkiego szczypa od ego, że oni tak nie potrafią albo nie potrafią nawiązać kontaktu ze swoimi wyższymi jaźniami.

Tym bardziej, że takie enuncjacje wyglądają w oczach niektórych ludzi na głoszoną z dumą „jedyną słuszną prawdę”. Ego dostaje wtedy puchliny wodnej.

No niee! Ja jako głosząca jedyną słuszną prawdę, po tylu zawodach i rozczarowaniach - zaraz zacznę się turlać ze śmiechu!

Dobrze wiesz, że takiej prawdy nie ma, każdy i każda z nas jest kreatorem, podczas gdy tzw. rzeczywistość jest płynna. Pozwól, że powrócę jeszcze do kwestii  ego: Podziwia się tych, którzy piszą prawdy od siebie, ale bywa także tak, że wewnętrznie nie lubimy tego, że ktoś jest „mądrzejszy”, wie więcej, dzieli się z innymi.

Anno, tajemnica tkwi w zrozumieniu tego, że odkrywanie tajemnic bytu i zdobywanie wiedzy przypomina bardziej zabawę w puzzle niż brawurową i kosztowną wyprawę na eksplorację dalekich ziem. Można siedzieć samotnie i układać te kawałeczki, ale zajmie to całe lata.

Jednak przyjemniej jest siedzieć sobie w kółeczku, gdzie każdy uczestnik  szuka kawałków, znajduje, układa w odpowiednim miejscu, cieszy się a  inni cieszą się wraz z nim. Nie ma kawałków lepszych ani gorszych, ale za to jest radość, gdy któryś z nich „pasuje”.  Wspólne szukanie, pomaganie sobie, wszyscy równi sobie – wtedy rodzi się miła atmosfera współpracy. Oczywiście, może się wydarzyć niekomfortowa sytuacja, gdy ktoś kogoś zdyskredytuje słowem spojrzeniem bądź gestem za nietrafiony kawałek.  Jednakże w tej zabawie chodzi o współdziałanie i rodzącą się radość z powodu odkrywania coraz większego obrazu całości.

Analogia do naszych ludzkich uwarunkowań jest oczywista – wszyscy jesteśmy równi jako przejawienie naszych Rodziców, Ojca/Matki – Źródła.  Uznanie tego faktu jest najdonioślejszą lekcją naszego życia i już czas, byśmy przyjęli do serc to zrozumienie i wcielili je w codzienne życie.

Wrócę jeszcze do kwestii moich opiekunów duchowych: w świetle tego, co przeczytałam niedawno po raz drugi (ponieważ teksty te dotarły do mnie około roku 2005/6) – wszelkie wizje, głosy i  przekazy chanellingowe są dziełem twórcy systemu programów, które nami sterują od zewnątrz i od wewnątrz, a my jesteśmy uwikłani w sieć, z której właściwie dopiero teraz możemy się wyplątać.

Zauważyłam, że od jakiegoś czasu przestano się ze mną kontaktować ... a ja nawet nie mam na to ochoty.

Zostałeś mi ty i mam wrażenie, że mogę ci zaufać, ponieważ ja cię nie widzę, tylko słyszę jako głos w moich myślach...

Anno, odrzuciłaś tę iluzję, że znajduję się na zewnątrz i że trzeba mnie przywołać. Poza tym, tak naprawdę to ty już jesteś gotowa do tego, by powiedzieć sobie, że teraz jesteś sobą i pójść sama, cokolwiek to dla ciebie oznacza.

No dobrze: Idę sama, to znaczy ... nasłuchuję tego, co się odzywa w moim wnętrzu, nie czekam na wizje, głosy, płonące litery itd.

Ale jak z naszą komunikacją? Czy nadal mam zwracać się do ciebie?

Wiesz co? Stań sobie w lustrze i mów! Zadawaj pytania i odpowiadaj, tylko jeden warunek: bądź przy tym wyciszona...

To jest najważniejsze, co możesz usłyszeć OD SIEBIE.

Anna Bogusz-Dobrowolska

 

 

 

wtorek, 20 listopada 2012

PEREŁKI MOICH PRZYJACIÓŁ

IWONA KUBIŚ




Moi drodzy ukochani przyjaciele, moja ukochana duchowa rodzino, kieruję się do wszystkich tych ,którzy chcą powrotu do domu,wzniesienia ,wyzwolenia - jakkolwiek to brzmi ,czy do 5D czy do wyższych wymiarów czy poza nie . Wiem …nie jestem nikim wyjątkowym ,jak każda ludzka istota mam swoje słabości ,dylematy ,ograniczenia ,jeszcze nie do końca uwolniona od „ego” …bo to tak oczywiste ,że przyszlam tu na Ziemie inkarnując w ciało ludzkie ,by doświadczać, ale jednoczesnie nieść milosc i światło . Chciałam Wam oznajmić ,że wiele ostatnio medytowałam ,wciąż skoncentrowana na swoim wnętrzu ,na sercu …również nad praca z moim ego –doszłam do wniosku ,że wynikiem wszystkiego co się z nami dzieje jest strach ,lęki –jest wiele rodzajów lęków… których podłoże jest zakodowane już w łonie matki . Wszelkie wątpliwości ,rozważania ,kłocenie się w sobie to nic innego jak poczucie ciągłych ograniczeń . Mam ciagłe hustawki wewnątrz siebie …podszepty ego manipulują ,to niesamowite w jak szybkim tempie się to odbywa .Nagle przychodzi poczucie beznadziejności ,rezygnacji ..a nawet mysli typu ; a na co mi ten cały rozwój duchowy to tylko same problemy ,to jakies wyimaginowane dzialania ,projekcja umysłu ,ale nagle zaczynam się modlic ,proszę Boga-zródło o wsparcie i wracam do przestrzeni serca . Jaki to ciezki czas dla Nas ..wiem …nie można myslec takimi kategoriami ,ale niestety chaos wynikajacy z całej tej sytuacji probuje nas zawrocic ,zasiac wątpliwości .Gdy czuję ten strach ,gdy czuje watpliwosci od razu pojawia się moim czuciu Jezus i to rozjasnia mi wszystko. Kochani przeszłam ostatnio wielka próbe ,doświadczyłam bardzo przykrej sytuacji . Wiecie mogłabym porównać moja sytuacje do chwili ,w której Judasz wyparł się Jezusa ,a później bardzo tego żałował ,żył w ciagłym strachu i lęku przed głosem sumienia i tego co tak naprawde mowiło mu serce. Cyt : „Zaprawdę powiadam Ci, dzisiaj tej nocy, zanim kogut dwa razy zapieje , trzy razy się mnie wyprzesz. Lecz on tym bardziej zapewniał. „Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie”.-Ktoś postapił w ten sposób ze mną .Nie wiem jak będzie się z tym czuł ,to już jego sprawa. Ja natomiast uwalniałam się od oceniania tej sytuacji ,przechodziłam proces wybaczania itd. Ta sytuacja spowodowała, że w pewnej chwili zwątpiłam w powagę i sens rozwoju duchowego. Pomyslałam –tyle lat pracy nad soba,nad rozwojem duszy ,nad uwalnianiem się od wiezi karmicznych ,nad rozwojem duchowym ,który prowadzi mnie tak naprawde do nikad? Lecz to była tylko chwila –bo uświadomiłam sobie ,ze to lęk ,że to manipulacja , że poddaje się w tym wszystkim . Zastanawialam się tez nad tym dlaczego akurat teraz w tak ważnym dla nas czasie spotkała mnie ta sytuacja .Przemedytowałam ten temat i okazuje się ,że było to po to by zasiac we mnie watpliwości i niewiarę. Dziś piszę te słowa ,ponieważ uważam,ze to bardzo wazne .Przedstawiłam Wam działanie sił ego i Lucyfera ,który probuje Nas ograniczyc i zawrocić z Naszej drogi do domu . Na tablicy wciąż pojawiaja się informacje na temat tego jak wazne jest polaczenie z WJ …jak wazne jest skupienie na swojej przestrzeni serca . Ja również wielokrotnie pisałam o tym . Wiem ,że jestem jednym z pracowników swiatła . Wiele razy w moim zyciu otrzymywałam znaki ,ze jestem kimś kto ma tu cel i zadanie do wykonania .Watpiłam ,myślałam ,ze to jakies moje urojenia . Wizje ,”przypadkowe” osoby ,które mówiły mi niesamowite rzeczy na mój temat za przykład przedstawie Wam sytuacje : gdy mialam 21 lat ,spiewałam na weselu ,zwróciłam uwage na pewna starsza kobiete ,bardzo dystyngowana Pani około 60 lat ,wciąż mi się przygladała ,w przerwie muzycznej szłam do toalety ,a ona zaczeła podążać za mna ,zatrzymala mnie,delikatnie chwytając za ramie ..a ja poczulam niesamowite cieplo i spokoj ,jednoczesnie czujac się niezręcznie . Patrzyła mi w oczy ..miała piekne niebieskie oczy i bardzo glebokie ,madre spojrzenie ,po czym zaczeła mowic takie oto słowa: Witaj dziecko…czy wiesz kim jestes? Kims wyjatkowym tu na Ziemi . Jestes jedna z Nas bardzo ważną dla ludzkości ,czeka Cie wielkie zadanie ,masz w sobie ogromna siłe ducha . Ja wiem, nie wiesz o czym mowie ,ale przyjdzie dzień ,ze pojmiesz moje slowa –nie bój się . Nie daj się zwieśc siłom zła ,nie daj się zdeptac i pogrążyć ,spotka Cie jeszcze wiele trudnych sytuacji ,które pokonasz w bolu i cierpieniu,wiele watpliwosci zagości w Tobie.Uważaj na mężczyzn w swoim życiu ,oni będą powodem oslabienia Twej sily i mocy .Bedzie ciezko ,ale to spowoduje ,ze wzrosniesz w sile . A ja kochani stałam jak słup ,zdębiałam i pomyślałam ..chyba cos z ta kobieta nie tak . Ale nie dawalo mi to spokoju . Za kilka lat spotkala mnie podobna sytuacja .Spiewałam na urodzinach znajomej ,wyjechalismy do Niemiec ,bo tam mieszkała …była tam pewna Niemka …wiek około 50 lat .Obserwowała mnie …w koncu podeszła do mojej koleżanki i patrzac na mnie cos jej mówiła na mój temat . Kolezanka mnie zawołała i mowi ; wiesz moja znajoma prosila bym Ci cos od niej przekazała (ja nie rozumiałam po niemiecku wiec to było konieczne ,by kolezanka przetłumaczyła ) Oto jakie slowa usłyszałam : Jesteś tym ,który przyszedł wskazać droge innym ,poprowadzisz za soba wiele ludzi ,masz w sobie wielka moc czarodziejki ,która czyni dobro na Ziemi . Dajesz radosc i cieplo innym ,masz moc uzdrawiania ,ale o tym wszystkim nie wiesz . Rozwin swoja sile .Pracuj nad soba i skieruj się w strone nieba . Przyjda do Ciebie inni i Ci o tym powiedzą . … I tak to wszystko się potoczylo …było jeszcze wiele innych sytuacji ,ale nie chce już o tym opowiadac ,bo to zbyt rozległy temat i duzo by pisac . Może napisze książkę haha …Dlatego jeszcze raz powtarzam i proszę …na podstawie swoich doświadczen .Nie dajcie się zwiesc siłom mroku ,silom ego ,bo to Nas ogranicza .Uwierzcie w swoja moc i sile . Jesteśmy boskimi istotami ,które poprowadza za soba innych dajac im przykład w swojej wierze i wytrwałości . W Nas jest siła ,nasza boska wewnetrzna moc ,bez wzgledu na to co się dzieje ,jakie sytuacje Nas spotykaja ,nie możemy się poddać ...podazajmy za glosem serca w jednosci ..Swiatłość ,Miłość ,Cisza –jednoczesnie radość i nieograniczone poczucie wolności mimo wszystko. 
Iwona Kubiś .

WSZYSCY WRÓCIMY DO DOMU.


Rozmowa z Wyższą Jaźnią z 20 listopada 2012 r.
 
 

- Czy wszyscy wrócimy do Domu?

- Tak, wszyscy, każdy i każda z Was. Wyszliście stamtąd, więc i powrócicie, i to wcale nie jak synowie marnotrawni – to już nie ten scenariusz!

- To może raczej jak ci synowie z Ballady o trzech Budrysach – Mickiewicza?

- Uśmiech. W każdym razie wrócicie bardzo dobrze wyposażeni.

- Mam parę pytań, na przykład: Posiadam świadomość istnienia Źródła i jest we mnie silne pragnienie powrotu do niego jako do Domu – załóżmy, że z jakiegoś powodu umieram – dzisiaj, za miesiąc, za 10 lat. Wychodzę z ciała i... czy przechodzę przez tunel?

- Najważniejszy jest stan świadomości, jaki w sobie utrzymujesz i z jakim odchodzisz ze swojego ciała – jeśli masz świadomość Źródła i pragnienie powrotu bezpośrednio do niego, bez stanów pośrednich, jakimi są pobyty w innych rzeczywistościach i wymiarach – pójdziesz prosto tam i nikt nie ma prawa cię przechwycić.

- A co z tymi, którzy żyją a chcieliby zamiast wchodzić na „drabinę wymiarową” znaleźć się w Domu Ojca/Matki? Czy słuszne jest, że uczestniczą w procesie Transformacji  i Wzniesienia?

- Obydwa procesy w bardzo znacznym stopniu zachodzą  bez świadomego udziału woli – zgoda na nie została przez was udzielona jeszcze przed tym życiem.  Transformujecie się więc świadomie, ale także jesteście przekształcani (przypomnij sobie wszystkie zmiany w ciele, przypomnij sobie siebie sprzed roku). Transformacja jako proces ogólny w ramach większego cyklu, podobnie jak Wzniesienie jest aktem przygotowywania wszystkich gotowych dusz do przejścia na wyższy poziom.  Nie zmienia to faktu, że część tych  Istot kończy jednocześnie swój obrót w spirali wstępującej i zaplanowała, że w tym wcieleniu wykorzysta napęd mechanizmów końca cyklu Ziemi 3D, aby wyjść poza iluzję wymiarów i powrócić do stanu doskonałego w łonie Źródła/Pierwszego Domu.

 Jest to zjawisko unikatowe w skali omniwersu,  z tego też powodu Ziemia budzi tak duże zainteresowanie Istot z innych galaktyk, wszechświatów i wymiarów. Warunki są wyjątkowo sprzyjające...

Należysz do tych, którzy wybrali takie rozwiązanie, dlatego pojawiło się u Ciebie znużenie przekazami, zmniejszyło się zainteresowanie galaktyczną rodziną oraz światowymi i wszechświatowymi rozgrywkami pomiędzy ciemnością i Światłem, jak również pomiędzy wszelkimi odcieniami szarości i bieli a Światłem.  Doszłaś też do tego etapu, gdy przyznałaś siłom ciemności i półcienia prawo pobytu w Kreacji jako podstawowym siłom, które dają Istotom Boskim możność doświadczania siebie i dokonywania wyborów. Wszystko to dzieje się zresztą za przyzwoleniem Źródła. Liczy się tylko doświadczanie – nauka, zbieranie danych w świecie, który jest emanacją Źródła, lecz tak naprawdę tylko Ono jest realne, tylko ono istnieje jako punkt ZERO, z którego wyszły wszelkie strefy stwarzania...

A teraz wybrałaś wyjście z iluzji i masz ku temu sprzyjający czas.

- A co z tymi, którzy zdecydują się na przejście międzywymiarowe?

- Przeżyją swoje szczęście, piękno i radość, doskonalenie się, otrzymają pewne lekcje, zrobią pewne spostrzeżenia  i za kolejne (ziemskie) 26 000 lat otrzymają taką samą szansę jak teraz – wyjścia z matriksa i powrotu do Domu.

Czy mogą obecnie zmienić swoją decyzję i zrezygnować z tej długiej drogi powrotnej?

Wola każdej duszy jest szanowana, jeżeli zdecyduje się na zmianę, a  ma potrzebną świadomość i przygotuje się do przejścia – może to zrobić.

- „Kiedy” jest właściwy moment na przejście dla nas, gotowych teraz?

- Wypowiedziałaś to słowo: ten moment za każdym razem tkwi w TERAZ,  a stanie ZERO.

- Ja ciągle nie jestem pewna, jak tego dokonać od strony technicznej, by wzbudzić w sobie te moce, tę świadomość, które uczynią to przejście możliwym!

- Anno, tajemnica tkwi w oddechu, w oddychaniu. Jest to akt święty, który został wam  dany jako narzędzie przemiany świadomości.  Oddech to tajemnica wszechbytu. Techniki oddechowe były pilnie strzeżoną tajemnicą przechowywaną i nauczaną w szkołach duchowych, niedostępną dla wszystkich, oddech jest, mówiąc najprościej – sposobem łączenia się tego, co zewnętrzne, z tym, co wewnętrzne. A o tym, z czym się łączysz, z jakim poziomem i jakie zmiany wywołujesz w swoim ciele fizycznym decyduje technika, której używasz.

- Wrócę jeszcze do pauzy kwantowej...

- Anno, nie pytaj za dużo, praktykuj i zobacz, co się z tobą dzieje. Każdy pracuje na własną rękę, tutaj nie ma przeniesienia się zbiorowego. Możecie być blisko siebie i bliscy sobie, ale każdy i każda przechodzi samotnie.

To ważne: Pamiętaj o tym, że to twój oddech jest sposobem wchodzenia w nowy portal, który właśnie się otwiera.

Czy pamiętasz ten widok w niedzielny poranek?

- Tak. Szłam przed siebie, mąż robił zdjęcia nieba, a ja patrzyłam prosto w słońce. Potem spacerowaliśmy długo i po powrocie do domu, gdy przeglądałam zdjęcia w komputerze, zauważyłam te dziwne koncentryczne kręgi na niebie w tym miejscu, gdzie oglądałam słońce. Jestem na sto procent pewna, że nie widziałam ich gołym okiem...

- Przejście wolne! To był znak dla ciebie!

 

 

 

 

 

poniedziałek, 19 listopada 2012

19 listopada 2012 - kolejna rozmowa z WJ


- Muszę to wszystko poukładać w sobie.

- Ha! Ha! Ha! – Przecież masz to złożone/ułożone w sobie.

- Wiedziałam to...już się wyciszam...

- Wiedziałaś to wszystko, co do Ciebie doszło teraz, tylko udawałaś sama przed sobą, że nie dociera to do ciebie. A teraz Prawda dobija się drzwiami i oknami...

- Jak będzie wyglądało nasze przejście do Domu, tak od strony technicznej, skoro zdecydowaliśmy się przejść = otworzyć swoją świadomość na obszar poza wymiarami. Przecież nie pójdziemy tak w tych kombinezonach...

- Przetransformujecie się do tego stopnia, ze zaniknie wszelka wasza „materialność” – zostanie czysta świadomość.

- Tak, jakbyśmy umarli?

- Nie bardzo. Po pierwsze, nie traficie tam, gdzie idą dusze zmarłych. Po drugie, będziecie oczyszczeni całkowicie ze „złogów” tego ostatniego życia oraz poprzednich, natomiast uzyskacie świadomość swojej ponadczasowej i ponadwymiarowej tożsamości w całym jej bogactwie.

- To chyba potrwa jakieś kilkadziesiąt lat...

- Macie szansę TERAZ. To może się stać!

- Co robić?

- To, co dotąd... oddychać... (Uśmiech.)

-

sobota, 17 listopada 2012

Na pięć minut przed przebudzeniem...


 
 
 
 
Na pięć minut przed przebudzeniem...

Ostatnio bardzo często zdarza się tak, że gdy zaczynam się rano wybudzać, odnoszę wrażenie, że od dłuższego już czasu intensywnie z kimś rozmawiam. Wtedy, nie odrywając głowy od poduszki, nie zmieniając pozycji, kontynuuję tę rozmowę. Z kim? Zwykle jest to mój wspaniały Opiekun i Przyjaciel – Wyższa Jaźń.

Dzisiejsza rozmowa dotyczyła tematu, który poruszyłam w swoim ostatnim wpisie, o którym zresztą pisali Tomek i Emilka na FaceBooku. Nazwałabym ten temat korektą lotu: Skoro już wiemy, że nawet przechodząc do wyższych poziomów świadomości, nadal siedzimy w „matrioszce” kolejnych iluzji, możemy dokonać radykalnego wyboru, rezygnując z długiej i zawiłej zapewne wędrówki po wymiarach i poziomach, czyli udać się prosto do celu, tam gdzie jest nasz Dom, z którego wszyscy wyszliśmy, by doświadczać, doświadczać, doświadczać.

O tym rozmawiałam w półśnie. A dalej słyszałam siebie wypowiadającą takie słowa:

- No dobrze, od zawsze byłam rewolucjonistką i chciałam zmieniać świat na lepsze. Jako Pracownik Światła widziałam dla siebie szansę, by przyczynić się choć trochę do zmiany. Czytałam czyjąś wypowiedź na FB – wątpliwość, czy można to wszystko zostawić samemu sobie, niech się zmaga i i odejść do Domu? Czy nie jest to egoizm? – W końcu jest to porzucenie pewnego planu, który zaczęliśmy realizować jako Pracownicy Światła.

WJ: Skoro otworzyłaś swoją świadomość na ten poziom i na tę możliwość – masz prawo odejść.

       Przecież wiesz, jak jest z duszami, które wychodzą z ciała w chwili śmierci?

- No tak. Dusze świadome od razu po wyjściu z ciała widzą tunel i wchodzą do niego. Inne błąkają się to tu, to tam, odwiedzają różne miejsca, ludzi i albo nie dostrzegają, albo ignorują możliwość przejścia i zakończenia swoich ziemskich spraw.

WJ: Sama widzisz, odchodzi ten, kto jest gotowy, inni zostają... To jest rozwój, na tym on polega.

 

piątek, 16 listopada 2012

GABINET KRZYWYCH LUSTER


GABINET KRZYWYCH LUSTER


Uprzedzam Was, Drodzy Czytelnicy i Przyjaciele, że zaczęłam cykl artykułów „niekomfortowych” dla niektórych czytających, które dość bezceremonialnie przewracają dotychczas uznawane prawdy do góry nogami. Bolesne to, niepokojące, ale dojście do Prawdy okupujemy często cierpieniem, jest to prawie nieuniknione.

Od lat byłam poszukiwaczem duchowym. Nie wiedziałam o tym, że tak można nazwać kategorię ludzi, do których należałam – według siebie byłam właściwie poszukiwaczką Boga, ponieważ od dziecka tęskniłam do Niego, szczególnie w okresie, gdy półroczne przybywanie w opatrunku gipsowym zmusiło mnie do leżenia na plecach i patrzenia w niebo... Był niezbyt odległy, właściwie stale obecny gdzieś pośród chmur, świetlisty, kochający, przytulający małą i smutną dziewczynkę.

Później rówieśnicy popatrywali na mnie z lekką drwiną, ponieważ ciągle nawiązywałam do Boga, do Jego mocy, miłości. Mamie mówiłam, że chcę iść do klasztoru, a ona, jako zaciekła, przykro doświadczona antyklerykalistka uważała ten rodzaj moich skłonności za karę Bożą.

Skoro szło tak pięknie, czemuż to do komunii poszłam jako niewierząca? Dziewięcioletnia dziewczynka - i już ateistka?

Podczas lekcji religii mówiono nam różne rzeczy, między innymi o pierwszych ludziach, Adamie i Ewie. A ja w tym czasie czytałam książkę, do której kupienia zmusiłam ojca – Rozmowy o zwierzętach dawno wymarłych - nie pamiętam autora, ale była to moja pierwsza fascynacja wiedzą na temat czasów prehistorycznych i bardzo trudno było mi zrozumieć, jak się ma teoria ewolucji oraz istnienie takiego ogromu czasu przed pojawieniem się człowieka do tej pięknej opowieści o ogrodzie i dwojgu nagich ludzi przechadzających się wśród piękna natury? Kiedy zademonstrowałam swój sceptycyzm, reakcja była raptowna, ale nikt niczego nawet nie próbował mi wytłumaczyć. Zmarszczona brew i krzyk oburzenia były jedyną odpowiedzią.

Straciłam więc wiarę, twierdząc, że skoro Bóg pozwala na ukrywanie prawdy, to może jednak wcale nie jest Bogiem, a nawet wcale go nie ma? Od tej pory kościoły postrzegałam jako pomniki ludzkiej słabości i z ufnością płynęłam przez życie, wierząc, że jest jakiś ład, który to wszystko, co się dzieje, przenika i kontroluje.

Mijały lata, wiele lat, aż kiedyś zakochałam się w mężczyźnie, który był żarliwym katolikiem. Nietrudno przewidzieć, że nastąpiło wtedy moje nawrócenie. Z miłości nic nie wyszło (i dobrze!), a ja odkryłam bezmiary nonsensu i nieszlachetności w postępowaniu niektórych, powtarzam: niektórych ludzi kościoła. 

Ponownie odwróciłam się od kościoła katolickiego, przyrzekając sobie, że nigdy już tam nie wrócę. Coś wyraźnie jakby odpędzało mnie od tych praktyk!

Bóg już znowu „istniał dla mnie”, lecz jako ktoś, kto w końcu rozliczy faryzeuszy i fałszywców. Trochę się go obawiałam, dlatego po kolejnych latach z radością odczułam, że fala życia niesie mnie ku czemuś niezwykłemu, nowemu i ważnemu.

Raya Yoga uśmierzyła moje niepokoje: moje liczne błędy i potknięcia były według jej nauk wynikiem zmęczenia duszy po wielu wcieleniach od początku Cyklu. Nikt mnie nie potępiał, nie oceniał, sama spłacałam swoją karmę. Jeśli cykl, to i powtarzalność. Na początku dusze przebywają w łonie Źródła, aby opuszczać je i zejść na Ziemię. Przechodzą tam przez inkarnacje w czterech epokach Cyklu, czyli wiekach: Złotym, Srebrnym, Miedzianym i Żelaznym. Po czym następuje totalna zagłada i dusze powracają na długi odpoczynek w łonie Źródła. Koncepcja prosta i nietrudna do przyjęcia. Praktyki zaś stawiały duże wymagania, był więc to dla mnie czas ascezy – bardzo zresztą radosny aż do pewnej chwili, kiedy podczas jednej z medytacji zgasł w moich oczach złoto-czerwony punkt, na którym skupiałam medytację i niedługo potem zobaczyłam w wizji, jak założyciel tej religii – Brahma Baba – odchodzi w dal ogrodów, machając mi na pożegnanie ręką. A przecież miała to być jedyna, najsłuszniejsza droga, którą pójdzie cała ludzkość!

Czy było to wygnanie z raju czy raczej bunt, który we mnie dojrzał i urzeczywistnił się? Przecież pamiętałam to, co wydarzyło się podczas spotkania w Warszawie, kiedy nagle, nie wiadomo skąd, poczułam, że coś mi w tym wszystkim nie pasuje, coś jest nie tak!

Opisałam już to doświadczenie, więc je przytoczę:

I wtedy stało się coś, czego nigdy nie zapomnę: poczułam delikatne, ale stanowcze szarpnięcie. „Coś” wyrwało mnie w górę. Byłam teraz maleńką, gorącą i roziskrzoną drobinką światła i z zawrotną szybkością leciałam przed siebie ku Czemuś, ku Komuś, Kogo odbierałam jako otwierającego szeroko ramiona, by mnie przytulić, ogarnąć sobą. Zbliżałam się ku Niemu/Jej, jak ściągana gigantycznym magnesem, z jakąś ogromną tęsknotą pomieszaną z niesłychaną radością, z nieopisanym uczuciem miłości. Było to tak, jakby się ogromnie do kogoś tęskniło, tak do łez, a jednocześnie odczuwało niesamowitą radość, jak wtedy gdy wpada się w ramiona kogoś, kogo bardzo się kocha i kto nas bardzo kocha! Słowa są tu bardzo ubogie! Ten Ktoś jakby zamknął mnie w swoich ramionach i wtedy stałam się jednym z Nim/Nią, stopiłam się z Nim/Nią w jedno. Było tam wszystko: ekstatyczna radość, jakiej nigdy dotąd nie odczuwałam, śmiech, który wypełniał przestrzeń dookoła, nieznane mi jeszcze doznanie szczęścia, a nade wszystko gorąca, przelewająca się falami miłość, miłość, która była również wiedzą, wiedzą wszystkiego, opieką, czujnością, uwagą, troską, porażającym pięknem. Nie było żadnych pytań, nawet żadnego okrzyku: Ach, ja już rozumiem! - chociaż zrozumiałam wtedy wszystko, w tej jednej chwili. Nie było żadnego: On i ja! Była tylko Jedność i Jestność, która jest wszystkim i z której wychodzi wszystko. Nie umiem tego inaczej nazwać.

Dzisiaj już wiem, dlaczego otrzymałam to doświadczenie: miało pójść za mną przez wszystkie drogi moich poszukiwań i rozterek duchowych. (A powróciło do mnie właśnie teraz!)

A więc, WOLNA! Próbowałam jakoś wpasować się w „normalny tok” życia. Chyba jednak byłam już uzależniona: od medytacji, od zapachu kadzideł, od pewności, że oto jestem na jedynej, właściwej ścieżce i „wszystko jest w porządku”!

Kiedy uczeń jest gotowy, pojawia się mistrz! Tak było i w tym przypadku. Inna ścieżka – oczywiście jedyna słuszna, zawierająca pełnię prawdy. Co dziwne, przed inicjacją bolał mnie mocno brzuch, skręcałam się, idąc na miejsce spotkania, a miało ono miejsce 24 grudnia! Pomyślałam sobie, że to się nie podoba Jezusowi, ale przecież już od dawna wiedziałam, że był jednym z wielu nauczycieli, i to mnie uspokoiło. Znowu intensywne praktyki, szłam szybko do przodu, wizje, poczucie bycia z dala od realiów świata, poczucie swojej wyjątkowości itd. Potem przyszła traumatyczna wizja – zobaczyłam guru tej ścieżki jako upiornego demiurga i w dodatku wskazał mi go diabeł!

Ponownie pojawiły się te same odczucia, które miałam w kościele katolickim i raya yodze. Wróciło cierpienie i bunt, który przyciągnął do mnie nowego mistrza – Babadżiego. W kontakcie z nim było coś, co mi mówiło, że skończyła się moja wolna wola, że nie wykręcę się już od niczego, czego będzie on wymagać ode mnie. I tak było: kiedyś, patrząc na zdjęcie domku Babadżiego w ashramie, w Haidakhanie,  wyraziłam stwierdzenie: ja będę tam niedługo! Wszystkie sprawy potoczyły się tak, żebym tam się znalazła (chociaż wyglądało to na bajkowe rozwiązanie), a kiedy w przeddzień wyjazdu targnięta nagłym niepokojem, chciałam jednak zrezygnować, zostałam tak bardzo nastraszona, że nie miałam innego wyjścia, jak tylko pojechać w swoją kolejną duchową podróż!

Opisałam ją dość dokładnie w innym miejscu na tym blogu, więc nie będę się powtarzać – ten czas to jeszcze jeden kawałek puzzla  do obrazu, który wyłaniał się przed moimi, nieco już przerażonymi oczami.

Dlaczego przerażonymi?  Otóż, kiedy wróciłam do Polski po prawie dziewięciu miesiącach pobytu w aszramach Babadżiego, w tym półrocznym pobycie w Indiach, moje dotychczasowe życie poszło w ruinę. Nie powiem, żebym nie była o tym uprzedzona: w Indiach przez cały czas prześladowała mnie liczba 13. Jako numerolog interpretowałam ją na wiele sposobów, nie wiedząc o tym, że ostateczna interpretacja nastąpi teraz, w tych dniach, kiedy zrozumiałam, że obecnie mamy do czynienia z dwunastoma wymiarami. Czym jest ten poza- czyli trzynasty wymiar?

A więc, zaczynałam od zera, kurczowo trzymając się ciągle jeszcze obrzędów ścieżki Babadżiego. Jednak sygnały odepchnięcia były zbyt wyraźne, dwa razy spłonął mi domowy ołtarzyk, przy którym dwa razy dziennie odprawiałam pudżę.  Znalazłam się w końcu w tak trudnej sytuacji egzystencjalnej, że bliska byłam śmierci. Wtedy pojawił się Babadżi i mogę powiedzieć, że uratował mnie, co nie zmieniało faktu, że odczuwałam, iż nasze drogi się rozeszły.

Moje życie fiknęło kolejnego kozła i znalazłam się w „normalnym” świecie – bez porannych medytacji i obrzędów, bez tego radosnego uniesienia, wzniosłości wlewanej nawet w codzienne czynności dnia.

Mijały dni. Kiedyś odwiedziłam mojego znajomego, jeszcze z czasów ajapa-yogi, który zapytał mnie wprost, dlaczego, skoro tak cierpię, nie powrócę do Jezusa? Po czym, niewiele myśląc, zaczął mnie uwalniać od ducha religii Wschodu. Uprzedzam: nie chcę dyskredytować żadnej religii czy drogi duchowej, są to wyłącznie moje doświadczenia! To, co ze mnie schodziło, było przerażające: cały panteon demiurgów o przerażających postaciach! To byli moi umiłowani: Shiwa, Parwati, Lakshmi, Durga, Wishnu itd. ... Wyszłam, zataczając się z osłabienia.

W czasie medytacji zobaczyłam Jezusa, który wyciągał do mnie rękę i zrozumiałam, że chce on, bym poszła za nim. Byłam nawet gotowa, tym bardziej, że to „materialistyczne” życie bardzo mi doskwierało. Wymarzyłam sobie religię, która skupia się na Jezusie Chrystusie, ale także uwzględnia starożytną wiedzę duchową, gdzie jest czystość i świeżość bezpośredniego kontaktu z Bogiem.

Mówisz? – Masz! – powiedział Wszechświat. Jak na zamówienie: Mormoni! Tylko skąd ten nagły skurcz lęku podczas pierwszego kontaktu z misjonarzami tego kościoła?

Spędziłam w tym kościele wraz z mężem dziesięć lat. Byłam gorliwa, udawałam sama przed sobą, że nie słyszę tego, co nie pasowało do moich poglądów. Przeczuwałam, że ta wiedza, którą przekazuje się nam, szeregowym członkom kościoła, jest częściowa, natomiast ta "prawdziwa", zgodna z moim światopoglądem, dostępna jest na wyższym stopniu! 
Zresztą utwierdziła mnie w tym pewna rozmowa z kimś, kto był „na tym wyższym stopniu” i badał możliwości zaproszenia mnie...
Stopniowo moja buntownicza natura odezwała się ponownie. Z czasem poczułam się pusta, wypalona, wyzuta z uczuć i emocji, przekazując słowa, których nie czułam. Jezus był „daleko”, wbrew nazwie kościół skupia się na Ojcu Niebieskim, Wiecznym Ojcu, Jahwe. Do niego modlą się mormoni, w imię Jezusa Chrystusa. Jahwe – ten mściwy i zapalczywy Bóg Starego Testamentu, jest jednocześnie łagodnym i miłosiernym Jezusem, wiodącym lud Izraela przez pustynię do Ziemi Obiecanej i prowadzącym swój lud w czasach współczesnych. 

Przez jakiś czas chciałam zapomnieć o Jezusie, jedynie niektóre przekazy i podświadome przeczucie sygnalizowały mi, że Jezus wcale nie pragnie naszej czci oddawanej mu jako Bogu. Ostatnio wróciło do mnie przekonanie, że on czegoś ode mnie oczekuje, coś mam zrobić, o coś mnie prosi. Kiedy zamieściłam opowieść o nim spisaną przez Omnen Onec, poczułam radość i ukojenie...

Wracam do okresu po odejściu od mormonów (mentalnym, ponieważ na formalne długo musiałam czekać). Zaczęłam intensywnie szperać, szukać: Ksiega Urantii – czytałam i głowiłam się: kto ją napisał? Zapewnienie o wielkiej miłości a jednocześnie takie pomniejszanie człowieka – to nie to! To nie jest z poziomu Boga!
Szperałam dalej: Atlantydzi, Lemurianie, Hathorowie, Plejadianie (jeszcze raz), życie po drugiej stronie, reinkarnacja (mormoni jej nie uznają)  – mnóstwo było tej lektury, parapsychologia (powrót), zaczęłam medytacje, odnowiłam swój kontakt z Wyższą Jaźnią, zaczęłam pilnie sczytywać wszystko, co było na portalach wzniesieniowych.
Szybko  zyskałam kontakt z pewnym psychoterapeutą niekonwencjonalnym, który zbadał moje biopole i stwierdził istnienie we mnie silnego wzorca uzależnienia od wiary. Piszę o tym, ponieważ wiem, że nie jestem przypadkiem odosobnionym! Być może komuś przyda się opis tej sytuacji: W jednym z przeszłych wcieleń zbuntowałam się przeciwko religii (jak w tym moim życiu!) i rodzina zamknęła mnie w klasztorze, gdzie dano mi takiego łupnia, że stałam się nadgorliwa w tamtym życiu, jak i w swoich następnych wcieleniach. Fakt, zawsze uspokajałam się, gdy byłam na jakiejś ścieżce duchowej. Wtedy wszystko było „w porządku”. Pamiętam, że jako dziecko bardzo bałam się habitów zakonnych, mimo że deklarowałam chęć pójścia do klasztoru.
Wtedy przyszła do mnie wątpliwość, uznałam że cała ta moja kwerenda duchowa nijak miała się do mojego rozwoju duchowego. Czyli jestem na początku drogi!

Kilka miesięcy wyrzucałam z siebie ten dewastujący wzorzec, uczyłam się od nowa: miłości do siebie, miłości do ludzi i ... śmiałam się, płacząc jednocześnie, ponieważ we wszystkim swoich poszukiwaniach duchowych zgubiłam ... samego Boga i chyba przez cały czas uczę się miłości do Niego. 

Idąc drogą do Wzniesienia upatrywałam dla siebie różne priorytety: najpierw oczyszczanie, później zbieranie wiedzy, następnie obudziła się we mnie świadomość pochodzenia galaktycznego, rozpoczęły się dalsze przygotowania: medytacje, czytanie przekazów, odbieranie przekazów, nastąpiła integracja wewnętrzna przejawiająca się w coraz częstszym szukaniu własnych źródeł wiedzy – w sobie.

Zastanawiało mnie to, że podczas moich medytacji, gdy rozmawiałam z WJ, pojawiali się również dwaj moim opiekunowie, jednym z nich był... Babadzi, zawsze machający mi z dala ręką. Ostatnio nie widuję ich, ale i nie przyzywam do siebie. Coś się zmieniło.

Przypomniała mi się pewna rozmowa z moim WJ, jeszcze z roku 2011:
Ja: - Cieszę się, że wyjdziemy ze świata dualności, zapanuje pokój, jedność...
- Anno, dualność nadal istnieje w wyższych wymiarach, przecież słyszałaś o wojnach i potyczkach galaktycznych, te walki trwają nadal, nawet w wyższych wymiarach.
- Tak, ale w przekazach galaktycznych i od Mistrzów Duchowych aż się roi od wzmianek o zaniku dualności.
-  ONI mówią Wam o zaniku dualności, żeby przekierować waszą świadomość na inne tory, złagodzić waszą agresję, abyście odeszli od impulsywności. Z takim nastawieniem na agresywność, jakie w sobie macie obecnie, nie możecie zaistnieć w nowych realiach. TAM agresja wygląda inaczej.

Dzisiaj szłam ulicą, gdy doszły do mnie słowa: Podobnie jak z dualnością, jest z iluzją, matrix jest wszędzie, na wszystkich poziomach. Nawet po drugiej stronie zasłony, w Nirwanie są Strażnicy karmy. Przecież wiesz o tym. Archontowie są wszędzie. Tak zwana rzeczywistość posiada coraz bardziej „komfortowe poziomy” – wymiary, jest ich w sumie 12, ale wy nadal jesteście i będziecie w rękach tych, którzy rządzą, regentów tego i innych wszechświatów. Możesz być nawet szczęśliwa, łudząc się, że sprawnie pokonujesz drogę powrotną do Domu, kiedy przechodzić będziesz eon za eonem przez światy i wymiary, wykonując zadania według ciebie pożyteczne i piękne. Tylko czy to jest naprawdę to, czego szukasz? Czy nie zapomniałaś o czymś?

Nie zapomniałam, Drogi Przyjacielu i Opiekunie: już wiem, że istnieje tylko Źródło, i tylko ono jest stałe i rzeczywiste, reszta to zmienność, iluzja i nasz sen.

Często zastanawiam się: Ziemia i człowiek – dlaczego są tak ważni, wręcz bezcenni?  Maleńka, peryferyjna planeta gdzieś w kącie niewielkiej galaktyki, rasa ludzka okaleczona do granic prymitywizmu. Rodzi się pytanie: czemu akurat my jesteśmy w centrum uwagi? Ze względu na Wzniesienie? A może chodzi o coś więcej? Może mamy coś IM pokazać?

 Czas się obudzić!